Przed siedzibą Twittera w San Francisco rozstawiono barierki i kordon składający się z ponad 30 policjantów. Te środki miały na celu ochronę przed potencjalnie agresywnym tłumem, który miał się stawić pod budynkiem w ramach protestu przeciwko zawieszeniu konta Donalda Trumpa. Jak donoszą amerykańskie media... przyszła jedna osoba z transparentem w niewybredny sposób obrażającym Jacka Dorseya, szefa Twittera.
Protest widmo przed pustym budynkiem
Zwolennicy Donalda Trumpa planowali na zrzeszających ich forach internetowych strajk pod siedzibą Twittera w San Francisco. Pikieta pod pustym budynkiem (pracownicy Twittera ze względów pandemicznych pracują zdalnie) miała pokazać niezadowolenie z decyzji i jak twierdzą niektórzy - cenzury - jaką podjął Twitter po serii wpisów ustępującego prezydenta w dniu szturmy na Kapitol.
Co ciekawe, pod siedzibą technologicznego giganta zebrało się jeszcze kilka osób. Przyszły one jednak, aby wyrazić swoje poparcie dla usunięcia konta Donalda Trumpa. Powiedzieć, że protest się nie udał, to nic nie powiedzieć.
Czytaj też:
Angela Merkel krytykuje zablokowanie konta Donalda Trumpa na Twitterze