Od czasów Napoleona Bonaparte oraz jego epoki artyleria nazywana jest „bogiem wojny”. Jest to narzędzie, które poprawnie wykorzystywane, decyduje o losach bitew i kampanii. O ile pod względem pomocy sprzętowej, tylko w zakresie dalekonośnej artylerii kalibru 155 mm, państwa NATO oraz ich partnerzy zrobili wiele, tak w przypadku drugiego kluczowego elementu, a więc amunicji, widać wyraźnie, że ponad trzydzieści lat „dywidendy pokoju” zrobiło swoje.
Już w kwietniu 2022 roku na teren Ukrainy trafiły pierwsze systemy artyleryjskie kalibru 155 mm przekazywane przez państwa NATO oraz Australię. Bazując tylko na jawnych deklaracjach poszczególnych państw zaangażowanych w pomoc militarną, można określić, że w ciągu roku Siły Zbrojne Ukrainy odebrały ponad 300 systemów artyleryjskich różnych typów (same Stany Zjednoczone przekazały 160 sztuk).
Dzięki temu, że mowa o sprzęcie wykorzystującym standardowe pociski, mogą one strzelać pociskami pochodzącymi z różnych fabryk i państw – to z kolei jest wynikiem stosowania przez państwa NATO oraz partnerów zachodnich porozumienia JBMoU (Joint Ballistic Memorandum of Understanding). Dzięki zastosowaniu takich samych wymiarów kluczowych elementów konstrukcyjnych (kaliber, objętość komory nabojowej lufy, konstrukcja ładunków miotających), można mówić o pełnej wymienności.
Doskonałym przykładem jest tu choćby Polska, która zamówiła w Republice Korei armatohaubice K9A1 Thunder, a które w bieżącym roku wykonywały pierwsze strzelania na polskich poligonach właśnie z wykorzystaniem krajowej amunicji kalibru 155 mm. Wszystko właśnie za sprawą konstrukcji działa wykorzystującej porozumienie JBMoU.
Aby Ukraińcy mieli czym strzelać, potrzebna jest także amunicja.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.