Ks. Mateusz Dziedzic trafił do niewoli w nocy z 12 na 13 października, przebywając na misji w Baboua w Republice Środkowoafrykańskiej, ok. 50 km od granicy z Kamerunem. W środę poinformowano o jego uwolnieniu. - Więzienie było w środku lasu, namioty zrobione z plandeki - wspomina kapłan.
Ks. Dziedzic relacjonował, że rebeliantom, którzy przyszli w nocy, zależało na uprowadzeniu dwóch księży po to, by wymusić uwolnienie swojego szefa, Abdoulaye Miskine. Ostatecznie, po namowach Dziedzica, bojownicy wyprowadzili z obozu tylko jego. - Szedłem 5 km drogą asfaltową w kierunku Kamerunu, później skręciliśmy w las. (Szliśmy - red.) przez las, przez ścieżki, czasem maczetami robili drogę, żebyśmy mogli przejść. Szedłem ok. 35 km - wspominał ksiądz. Podkreślił, że była to bardzo męcząca podróż przez busz.
W bazie, do której dotarli po kilkunastogodzinnym marszu, panowały bardzo prymitywne warunki. Więźniowie mieszkali w prowizorycznych namiotach, leżeli na karimatach i byli skuci po dwóch. - Mnie nie skuli łańcuchami. Mnie szanowali, dlatego że jestem księdzem, że jestem biały - podkreślił ksiądz.
Polski ksiądz był przetrzymywany wraz z grupą innych zakładników, wraz z nim uwolnionych zostało 15 osób. Dzięki wstawiennictwu ks. Dziedzica u prezydenta Republiki Konga, z którym misjonarz spotkał się po uwolnieniu, wolność odzyskało kolejnych 10 uwięzionych.
Za porwanie odpowiedzialny był Front Demokratyczny na rzecz Ludności Środkowoafrykańskiej (FDPC). Najpierw ugrupowanie działało w komitywie z organizacją Seleka, odpowiedzialną za obalenie rządów RŚA i zajęcie stolicy kraju - Bangi. marcu 2013 r. Miskine wszedł w konfliktu z Seleką i uciekł do Kamerunu, gdzie został zatrzymany we wrześniu 2013 r.
Z kolei rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski poinformował, że w trakcie negocjacji porywacze nie sformułowali żadnych rządach względem państwa polskiego - nad uwolnieniem Polaka pracował specjalny zespół kryzysowy. Szef MSZ Grzegorz Schetyna powołał też specjalną grupę międzyresortową, który zajmował się sprawą.
Rzecznik MSZ przypominał, że wciąż aktualne pozostaje ostrzeżenie ministerstwa "nakazujące kategoryczne opuszczenie Republiki Środkowoafrykańskiej polskim obywatelom ze względu na sytuację bezpieczeństwa". Cały czas w kraju przebywa 30 duchownych.
TVN24
W bazie, do której dotarli po kilkunastogodzinnym marszu, panowały bardzo prymitywne warunki. Więźniowie mieszkali w prowizorycznych namiotach, leżeli na karimatach i byli skuci po dwóch. - Mnie nie skuli łańcuchami. Mnie szanowali, dlatego że jestem księdzem, że jestem biały - podkreślił ksiądz.
Polski ksiądz był przetrzymywany wraz z grupą innych zakładników, wraz z nim uwolnionych zostało 15 osób. Dzięki wstawiennictwu ks. Dziedzica u prezydenta Republiki Konga, z którym misjonarz spotkał się po uwolnieniu, wolność odzyskało kolejnych 10 uwięzionych.
Za porwanie odpowiedzialny był Front Demokratyczny na rzecz Ludności Środkowoafrykańskiej (FDPC). Najpierw ugrupowanie działało w komitywie z organizacją Seleka, odpowiedzialną za obalenie rządów RŚA i zajęcie stolicy kraju - Bangi. marcu 2013 r. Miskine wszedł w konfliktu z Seleką i uciekł do Kamerunu, gdzie został zatrzymany we wrześniu 2013 r.
Z kolei rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski poinformował, że w trakcie negocjacji porywacze nie sformułowali żadnych rządach względem państwa polskiego - nad uwolnieniem Polaka pracował specjalny zespół kryzysowy. Szef MSZ Grzegorz Schetyna powołał też specjalną grupę międzyresortową, który zajmował się sprawą.
Rzecznik MSZ przypominał, że wciąż aktualne pozostaje ostrzeżenie ministerstwa "nakazujące kategoryczne opuszczenie Republiki Środkowoafrykańskiej polskim obywatelom ze względu na sytuację bezpieczeństwa". Cały czas w kraju przebywa 30 duchownych.
TVN24