Sektor bankowy zapewnia, że podnoszenie stóp procentowych, a co za tym idzie, coraz droższe raty kredytów hipotecznych, nie pogrążą zadłużonych, gdyż przed udzieleniem kredytu banki sprawdzały ich wypłacalność. Tyle oficjalne komunikaty, bo na poziomie gospodarstw domowych sytuacja jest dużo trudniejsza. Szacuje się, że po lutowej podwyżce stóp najpopularniejszy kredyt – 300 tys. zł na 25 lat – będzie droższy o 580 zł niż jeszcze w październiku. A to nie koniec podwyżek.
Choć w teorii zadłużeni są w stanie unieść wyższe raty, to przecież portfele nie są z gumy i większość spłacających zakup domu lub mieszkania musi oszczędzać na czymś innym, by spłacać droższy kredyt.
Fundusz Wsparcia Kredytobiorców pożyczy na spłatę kredytu
Kredytobiorcy, którzy nie są w stanie spłacać zadłużenia, mogą skorzystać z rządowego programu o nazwie Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. „Zasada jest taka – jeśli posiadacz kredytu mieszkaniowego jest w trudnej sytuacji, to może dostać pożyczkę na spłatę kredytu hipotecznego. Co ważne, nie jest to leczenie dżumy cholerą. Pożyczka ta jest nieoprocentowana, a poprawnie spłacana będzie częściowo umorzona. Wniosek o takie wsparcie należy złożyć w banku, w którym spłaca się kredyt” – wyjaśnia Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Jak państwo pomoże udźwignąć kredyt? Przez 3 lata kredytobiorca będzie dostawać do 2 tys. zł miesięcznie na spłatę rat. Po tym czasie ma 2 lata na złapanie „finansowego oddechu”, po czym rozpoczyna spłatę rat.
– Rata ma być 4 razy niższa niż to co dostawaliśmy w ramach pożyczki. Jeśli więc dostawaliśmy co miesiąc po 2 tys. złotych, to zwracać będziemy po 500 złotych miesięcznie i tak przez 12 lat (144 miesiące). W ustawie jest jednak zapis, że jeśli będziemy sumiennie oddawać pieniądze, to ostatnie 44 raty zostaną umorzone. W sumie więc z funduszu dostać możemy maksymalnie 72 tysiące złotych (3 lata po 2 tys. zł miesięcznie), a oddać będziemy mogli wtedy tylko 50 tysięcy (100 rat po 500 złotych) – wyjaśnia Bartosz Turek.
Warunki otrzymania wsparcia z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców
Wsparcie może być przyznane jeśli spełniony jest chociaż jeden z poniższych warunków:
- Przynajmniej jeden z kredytobiorców (np. mąż lub żona) straci pracę,
- Rata przekracza połowę dochodu gospodarstwa domowego,
- Dochód po potrąceniu raty nie przekracza 1402 złote w przypadku singli oraz 1056 złotych na osobę w przypadku wieloosobowych gospodarstw domowych.
Ze wsparcia nie można skorzystać jeśli ma się (lub miało w ostatnich 6 miesiącach) więcej niż jedno mieszkanie lub dom, utrata pracy wynika ze zwolnienia bez wypowiedzenia z winy pracownika, albo pracownik sam złożył wypowiedzenie, a ponadto nie można korzystać ze wsparcia dłużej niż 36 miesięcy. Fundusz nie pomoże nam też w sytuacji gdy zbyt długo zwlekaliśmy z prośbą o pomoc i umowa kredytu została już wypowiedziana, oraz wtedy gdy jest się w trakcie otrzymywania świadczenia z tytułu ubezpieczenia od utraty pracy.
Bank może pomóc, ale będzie to kosztować
Bartosz Turek jest zdania, że Fundusz Wsparcia Kredytobiorców to rozwiązanie dla osób, które faktycznie mają problem i potrzebują prawdziwej pomocy. – Jeśli ktoś ma jedynie przejściowe kłopoty, to Fundusz Wsparcia Kredytobiorców może być rozwiązaniem zbyt dużego kalibru. Wtedy może lepszym rozwiązaniem byłoby dogadanie się z bankiem, aby ten np. na jakiś czas zawiesił nam ratę lub część raty – przekonuje.
Chodzi tu o tzw. wakacje kredytowe lub czasowe zawieszenie spłaty części kapitałowej raty. W pierwszym rozwiązaniu nawet na kilka miesięcy możemy zawiesić spłatę kredytu. Może to być jednak niedźwiedzia przysługa: niespłacane przez ten czas odsetki powiększą zadłużenie, wydłużony może zostać też okres kredytowania. – W sumie więc za to czego nie zapłacimy dziś, zapłacimy z nawiązką w przyszłości – mówi Turek.
Podpowiada, że bardziej opłacalne będzie wnioskowanie o zawieszenie nie całej spłaty, ale o to, aby okresowo nie spłacać tylko części raty.
– Chodzi o to, że przez jakiś czas możemy spłacać tylko odsetki, a w spokoju pozostawimy pożyczony kapitał. Przy tym rozwiązaniu chwilowo nie będziemy obniżać naszego zadłużenia wobec banku. Nie zmienia się jednak to, że co miesiąc regulować będziemy naliczane odsetki (plus ewentualne inne koszty – np. ubezpieczenie). W zależności od tego na jak długo się zadłużyliśmy i ile pozostało nam jeszcze do spłaty, to zawieszając spłatę kapitału, możemy ograniczyć ratę o co najmniej 15-20 proc., a niekiedy nawet o ponad połowę – mówi ekspert HRE Investments.
Wprawdzie i to rozwiązanie ma zaszyty haczyk – to czego nie zapłacimy teraz, będziemy musieli zapłacić w przyszłości i to z odsetkami – ale jednak da czas na podreperowanie domowego budżetu, wywalczenie podwyżki, zdobycie dodatkowego źródła dochodu lub w ogóle znalezienie lepiej płatnego zajęcia.
Czytaj też:
Jeśli stopy przebiją poziom 4 proc., kredyty zdrożeją o połowę. A to i tak wariant optymistyczny