Tak inflacja zjadła nam oscypki. Turyści w Zakopanem woleli Biedronkę od karczm

Tak inflacja zjadła nam oscypki. Turyści w Zakopanem woleli Biedronkę od karczm

Krupówki
Krupówki Źródło: WPROST.pl / Klaudia Zawistowska
Turystyka w ostatnich latach przeżywała trudne chwile. Na zarobki sprzedawców, hotelarzy i restauratorów ogromny wpływ miała pandemia. Teraz, kiedy wydawało się, że wszystko wróci do normy, Polacy złapali się za kieszenie z powodu podwyżek i inflacji, a ceny znów poszybowały w górę.

Majówka powinna należeć do jednego z bardziej intensywnych okresów pod Tatrami, ponieważ Zakopane jest zawsze najpopularniejszym miejscem wyjazdów Polaków. W praktyce jednak już od poniedziałku 2 maja trudno było doszukać się tu tłumów, a do wtorku 3 maja pozostali już nieliczni.

Tak pustego szlaku na Morskie Oko jeszcze nie widziałam

3 maja Zakopane i tatrzańskie szlaki opustoszały. W stolicy Tatr pozostało bardzo niewielu turystów, którzy chcieli aktywnie spędzić ostatni dzień długiego weekendu. Zawsze oblegana droga do Morskiego Oka była prawie pusta. Przechodziły po niej grupki turystów, jednak nie raz w zasięgu oka nie miałam zupełnie nikogo.

Turystów nie skusiła również możliwość wjechania na miejsce fasiągiem, czyli wozem ciągniętym przez konie. Niektórych odstraszyć mogła cena – 70 zł za przejazd w jedną stronę z Palenicy Białczańskiej do Włosienicy, którą od Morskiego Oka dzielą prawie trzy kilometry. Rozczarowania ceną nie kryła m.in. grupa zagranicznych turystów. – 70 zł w jedną stronę to zdecydowanie za dużo – mówiła 20-latka z Hiszpanii.

Fasiąg do Morskiego Oka

Ponieważ niewiele osób pojawiło się na szlaku, to i w Morskim Oku nie było tłumów. Jedynie w momencie, kiedy pogoda zgotowała wędrowcom opady deszczu i krupy śnieżnej, w schronisku na moment zrobiło się bardzo tłoczno.

Tłum turystów w schronisku przy Morskim Oku

Turystów w Tatrach brakowało przez całą majówkę? – W weekend mieliśmy tu tłumy. Pogoda dopisała, to i turyści chętnie wychodzili w góry. Wczoraj też nie było źle, ale dziś jest już bardzo niewiele osób – usłyszałam we wtorek w punkcie gastronomicznym przy Włosienicy.

Na Krupówkach tłoczno, ale w lokalach tłumów nie widać

Stałym punktem spacerów dla wielu osób są Krupówki. 3 maja turystów tam nie brakowało, choć o tłumach trudno było mówić. Spacerowicze przeglądali pobliskie stragany, które uginały się od prawdziwego miszmaszu złożonego z chińskich zabawek, magnesów, kubków, kieliszków i rękodzieła. Co ciekawe wiele sklepów było otwartych mimo obowiązującego zakazu handlu, jednak turyści nie byli zainteresowani zakupami.

i podwyżki nie oszczędziły nawet oscypków. Przed rokiem na przełomie czerwca i lipca te najmniejsze górskie serki można było kupić za 1,5 zł za sztukę. Teraz sztuka kosztuje 2,5 zł. – Wszystko poszło w górę. Prąd, gaz, woda, paliwo, więc i my musieliśmy podnieść ceny – opowiada mi sprzedawczyni na stoisku. Jeszcze więcej za najmniejsze oscypki zapłacimy bezpośrednio w bacówce – 4 zł/sztuka.

Oscypek z grilla z żurawiną? Rok temu kosztował 2,5 zł. 3 maja pod Gubałówką trzeba było zapłacić za niego 5 zł, a na szczycie tej najbardziej komercyjnej góry 4 zł. Bardziej niż ceny zaskakujące były jednak pustki na tym popularnym szczycie. Można tu dotrzeć pieszo, ale znaczna część turystów wybiera przejazd kolejką – kurs w dwie strony kosztuje 27 zł. We wtorek po godzinie 17 góra była już wymarła. Turystów można było policzyć na palcach, tak samo jak otwarte stoiska. – Deszcz wystraszył wszystkich. Jeszcze do 17, kręciło się tu trochę ludzi, ale jak zaczęło padać, wszyscy zjechali na dół, a sprzedawcy ze stoisk się spakowali – słyszę od jednej z handlarek, która sprzedawała na szczycie oscypki.

GubałówkaCzytaj też:
Borys o inflacji: Niemal wszyscy ekonomiści mylili się w swoich prognozach

Ceny w lokalach w górę, więc turyści wybrali Biedronkę

24 zł za kwaśnicę, 30 zł za schabowego i 15 zł za piwo. Zestaw dnia z kompotem jeszcze rok temu można było zjeść za 26 zł. Dziś zapłacimy za niego już minimum 30 zł, a kompot musimy dokupić oddzielnie. Nie trudno więc dziwić się, że turyści znaleźli inne sposoby na przygotowywanie sobie jedzenia.

– Przyjechaliśmy w sześcioro w sobotę i dziś wracamy do siebie. Tylko raz poszliśmy do baru mlecznego, gdzie za niecałe 30 zł udało nam się najeść do syta. W pozostałe dni robiliśmy zakupy w Biedronce, a później obiady gotowaliśmy sami. Tam ceny są takie same jak w Warszawie – mówiła we wtorek rano grupa turystów, którą spotkałam na dworcu autobusowym. Na podobny krok zdecydowało się również wiele innych osób.

Majówka pod Tatrami nie należała w tym roku do najtańszych, a ten, kto chciał wypoczywać jak przed pandemią, musiał liczyć się z dużymi wydatkami. Czy w wakacje ceny spadną? Eksperci przewidują dalszy wzrost inflacji, a właściciele ośrodków raczej nie zdecydują się na obniżenie cen.

Czytaj też:
„Paragony grozy” z tatrzańskich schronisk? Porównaliśmy ceny z tymi na Krupówkach