W sądach – przede wszystkim w specjalnym wydziale „frankowym” w Warszawie, ale nie tylko – toczą się tysiące spraw (dane wskazują na 130 tys. czynnych postępowań) z powództwa kredytobiorców, którzy chcą przekonać sąd, że bank zawarł z nimi krzywdzącą ich interesy umowę. Kredytobiorcy czekają też na rozstrzygnięcie Trybunału Sprawiedliwości UE. W lutym korzystną dla zadłużonych opinię wydał Rzecznik Generalny tej instytucji, a w praktyce rzadko zdarza się, by orzeczenie nie było zbieżne z jego spostrzeżeniami.
Sprawy frankowe. A co, gdy pokrzywdzony czuje się spec od bankowości?
Business Insider opisuje ciekawą sprawę, która toczy się obecnie w stolicy. Powodem jest klient, który kredytem hipotecznym sfinansował zakup czterech mieszkań. Co w tej sprawie wyjątkowego? Kredytobiorca jest bankowcem i bynajmniej nie pracownikiem działu obsługi, lecz specjalistą, który zajmował się zaawansowanymi procesami bankowymi. A skoro tak, to nie może dziś twierdzić, że nie wiedział, że kurs waluty może się zmienić, co spowoduje znaczący wzrost kwoty do zwrotu – przekonują prawnicy mBanku.
Prawnicy tej instytucji powołali się na zeznania jednego ze świadków, z których wynika, że kredytobiorca pracował w departamencie gospodarki pieniężnej mBanku, gdy instytucja ta przygotowywała ofertę kredytów indeksowanych. – Powinien być zatem traktowany jako współtwórca, kreator umów, których legalność teraz podważa. Chciał ten produkt wprowadzić później także do innego banku, twierdząc, że są one odpowiednie dla konsumentów – mówili pełnomocnicy mBanku.
Pełnomocnik kredytobiorcy odrzucił ten zarzut i wyjaśnił, że nie zajmował się on ryzykiem kredytowym, lecz podpowiadał klientom, jak unikać ryzyka, więc nie można twierdzić, że posiadał odpowiednią wiedzę, by zorientować się, że umowa jest dla niego niekorzystna.
Kredyty frankowe. Klient tłumaczył się tak, jak wszyscy: zaufał bankom
Powód został zapytany m.in. o to, czy przed podpisaniem umów kredytów analizował warianty i porównywał frankowy ze złotowy. Odparł, że nie. Bo nie miał kompetencji w zakresie oszacowania tego, jak może zachować się kurs franka do złotego w horyzoncie 30 lat. – Ale liczyłem na to, że bank oferujący takie kredyty taką analizę przeprowadził, i założyłem, że nie oferowałby umów, które mogłyby zaszkodzić klientowi – stwierdził kredytobiorca – powiedział.
Zapytany o to, dlaczego mimo wszystko wybrał kredyt walutowy, odparł, że w 2005 r. przekonały go argumenty podnoszone przy oferowaniu kredytów frankowych dotyczące tego, że z powodu wejściu do UE złoty pozostanie mocny, frank będzie nadal stabilną walutą, a oprocentowanie we franku niższe. – Zakładałem, że bank poparł to analizą, a w razie odmiennej sytuacji, bank będzie reagował, a nie bezczynnie patrzył jak kurs rośnie — stwierdził kredytobiorca.
Nadal konsument czy już przedsiębiorca?
Kolejną sporną kwestią okazało się to, czy powoda-bankowca można traktować jako konsumenta czy jednak przedsiębiorcę. Prawnicy mBanku przekonywali, że w związku z tym, że dwa mieszkania były odpłatnie wynajmowane, to powód żadnym konsumentem nie był.
Prawnicy klienta odbili piłeczkę i przypomnieli, że z orzecznictwa TSUE (m. in sprawa C-110/14) wynika, że nie można traktować transakcji jako związanej z działalnością gospodarczą, gdy nie zarejestrowano takiej działalności, bo byłoby to sprzeczne z zasadą przewidywalności przepisów prawa. Dlatego fakt, że powód zawarł cztery umowy, nie stanowi przeszkody dla uznania go za konsumenta i objęcia go ochroną wynikającą z dyrektywy 93/13.
Czytaj też:
Frankowicze pozywają państwowe instytucje. Lista zarzutów jest długaCzytaj też:
Kredytobiorca nie chce czekać na wyrok TSUE. Pierwszy taki pozew przeciwko bankowi