Przed miesiącem Ministerstwo Przemysłu poinformowało o likwidacji kopalni Bobrek w Bytomiu. Wydobycie będzie trwało do końca 2025 roku. Szefowa resortu przemysłu Marzena Czarnecka zapowiedziała, że żaden z górników nie zostanie zwolniony.
Co dalej z pracownikami kopalni?
Prezes Węglokoksu Kraj, właściciela kopalni Grzegorz Wacławek podkreśla, że likwidacja potrwa kilka lat, a na początku 2026 roku pracować będzie ok. 1400 pracowników (obecnie jest ich 1850).
– Część z nich będzie mogła dopracować do końca w kopalni Bobrek, uzyskując w czasie tych kilku lat uprawnienia emerytalne lub uprawnienia do świadczeń socjalnych. W ten sposób złagodzimy problem społeczny, jaki wywoła zamknięcie kopalni — powiedział Wacławek w rozmowie z "Trybuną Górniaczą".
– Z naszych szacunków wynika, że pracownicy, którym zostało mniej niż 8 lat do emerytury ten okres dopracują na Bobrku, natomiast pozostała grupa będzie musiał zostać alokowana na inne kopalnie zgodnie z nadrzędną zasadą, że nikt nie straci pracy – dodaje.
"Trybuna Górnicza" przypomina, że na decyzję o zamknięciu kopalni wpłynęły tragiczne wydarzenia z marca tego roku. Doszło wówczas do wstrząsu w jednym z chodników. W jego wyniku zmarł jeden z górników, a pięciu zostało rannych. Zgodnie z opinią nadzoru górniczego podjętą po tragicznym w skutkach wstrząsie, nie jest możliwe bezpieczne prowadzenie robót górniczych w tym rejonie.
Kopalnia Bobrek – jak przypomina Money.pl – powstała w 1922 roku jako kopalnia Gräfin Johanna, wcześniej (od 1907 r.) stanowiąca część skonsolidowanej kopalni Paulus-Hohenzollern. Pod nazwą Bobrek działała w latach 1945-2005, następnie stała się częścią kopalni Bobrek-Centrum. Jej obszar górniczy obejmuje prawie 8 km kw. Pod koniec 2015 roku kopalnia Bobrek była już przygotowywana do likwidacji, jednak została odkupiona od ówczesnej Kompanii Węglowej wraz z kopalnią Piekary przez Węglokoks, który połączył oba zakłady w jeden podmiot zarządzany przez spółkę Węglokoks Kraj.
Czytaj też:
Trwa walka o przyszłość Bogdanki. Górnicy stawiają twarde warunkiCzytaj też:
Fala zwolnień w polskich firmach. Pracodawcy wymieniają swoje bolączki