Akceptowalne jest przez tzw. cywilizację, że czasem mogą się mądrzy sędziowie pomylić – zastosowanie ma chyba mądrość ludowa: lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć – i dlatego ich złe wyroki – tak jak zdecydowana większość mądrych – korzystają z zasady trwałości rozstrzygnięć. Tak zbudowana jest praworządność. Skoro prawomocne wyroki mają być zgodne z prawem i prawie zawsze takie są, to muszą być trwałe.
Jednostkowo oczywiście prawomocne wyroki można wzruszać, gdy są fakty, okoliczności, dowody na to, że są błędne. Nikogo np. nie dziwiło uchylenie prawomocnego wyroku skazującego Tomasza Komendę za morderstwo, gdy okazało się, że są dowody świadczące, że tego nie zrobił. W sprawach podatkowych z automatu wznawia się postępowania zakończone nawet prawomocnymi wyrokami NSA, gdy okaże się, że ostateczna decyzja oparta była o niepełny materiał dowodowy. W pozostałych przypadkach mamy powagę rzeczy osądzonej, bo przyjmuje się, że mądry i staranny sędzia niezwykle rzadko pomyli się w interpretacji przepisów czy ocenie materiału dowodowego.
Jest jednak problem, który się niestety we współczesnych czasach może zdarzyć. I jeśli się zdarzy, to informacja o tym jest publicznie znana, dostępna. Bo publicznie dostępna jest baza orzeczeń sądowych. Co jest wielkim osiągnięciem w kierunku poważnego traktowania ochrony praw obywateli przez państwo. Mianowicie zdarzyć się może, że ten sam sędzia w takiej samej sprawie bez zmiany linii orzeczniczej całego sądu wyda sprzeczne wyroki.
Dwie takie same sprawy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
