Norweski szał zakupów na rynku nieruchomości

Norweski szał zakupów na rynku nieruchomości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Agencje nieruchomości w Norwegii nie mogą nadążyć z ofertą dla chętnych na kupno domu. Ponad 90 proc. ich oferty znajduje nabywców w ciągu tygodnia 123RF 
W bogatej Norwegii popyt na domy przerasta podaż. Ceny nieruchomości szybują do rekordowych poziomów. Niektórzy analitycy alarmują, że czas zacząć się obawiać pęknięcia bańki spekulacyjnej. Czy w Norwegii powtarzany jest scenariusz znany z Hiszpanii i Irlandii?
Agencje nieruchomości w Norwegii nie mogą nadążyć z ofertą dla chętnych na kupno domu. Ponad 90 proc. ich oferty znajduje nabywców w ciągu tygodnia, sprzedawcy rzadko kiedy muszą wystawiać swoje domy dłużej niż przez miesiąc. Ceny nieruchomości, które trzymały się mocno od 2008 r., w lutym skoczyły o 7 proc. do rekordowych poziomów ? podał Real Estate Brokers Association.

Norweskie społeczeństwo zadłuża się na potęgę. Bank centralny przewiduje, że dług gospodarstw domowych wyniesie w tym roku 204 proc. przychodów. Jest to efekt niskich stóp procentowych, utrzymywanych przez bank centralny w celu osłabiania nadmiernie rosnącej norweskiej korony. Zaniepokojenie rozwojem sytuacji wyraził niedawno norweski urząd nadzoru finansowego FSA, który wezwał banki do tworzenia kapitałów buforowych na wypadek załamania się rynku nieruchomości. Na alarm bije Robert Shiller, prof. Yale University, który twierdzi, że Norwegia już ma do czynienia z przegrzaniem rynku i należy zacząć się obawiać pęknięcia bańki. Według jego wyliczeń w ostatnich 20 latach ceny realne mieszkań w Norwegii wzrosły o 240 proc.

Innego zdania jest prezes Norges Bank Oeystein Olsen, który nie widzi oznak bańki spekulacyjnej w klasycznym znaczeniu i zamierza nadal trzymać kurs korony na uwięzi. 14 marca bank centralny obniżył podstawową stopę procentową o ćwierć punktu, do 1,5 proc.

Czym się różni klasyczna bańka od norweskiej, zapytaliśmy Piotra Bujaka, głównego ekonomisty banku Nordea. ? W pewnym sensie możemy już mówić o bańce na rynku nieruchomości w Norwegii, jednak przyczyny jej tworzenia się są zupełnie inne niż w Hiszpanii, Irlandii czy nawet w Danii. W tych krajach ceny domów rosły tylko z powodu zbyt dużej dostępności kredytów bankowych. Natomiast w Norwegii popyt na nieruchomości jest uzasadniony silnym wzrostem gospodarczym kraju i bogaceniem się ludności ? wyjaśnia ekonomista. ? Żeby o wzrostach cen na norweskim rynku nieruchomości można mówić jako o bańce, musiałoby nastąpić trwałe załamanie cen ropy i gwałtowne wyhamowanie gospodarki ? dodaje Bujak.

Na to na razie się nie zanosi. Siódmy światowy eksporter ropy, który nie jest członkiem UE, trzyma się z dala od kryzysu w strefie euro. Jego gospodarka wzrośnie w tym roku o 3,25 proc. ? ogłosił bank centralny w zeszłym tygodniu. Kraj nie jest zadłużony i ma sporą nadwyżkę w budżecie. Państwowy Fundusz Majątkowy wynosi 600 mld dol. Bezrobocie w lutym wyniosło zaledwie 2,7 proc.

Największym zmartwieniem rządu i prezesa banku centralnego jest kurs norweskiej korony. Bogaty i stabilny kraj w Europie targanej kryzysem przyciąga bowiem inwestorów na swój rynek walutowy, którzy traktują go jako bezpieczną przystań. W tym miesiącu wywindowali oni kurs korony wobec innych walut do poziomu niespotykanego od dziewięciu lat. Prezes Olsen bardziej od bańki na rynku nieruchomości obawia się tego, żeby korona nie podzieliła losu franka, a Norwegia nie stała się drugą Szwajcarią, która musiała wprowadzić regulacje na rynku, by uchronić się przed nadmiernym wzrostem kursu swojej waluty.