Pandemia mocno nas dotknęła
Artykuł sponsorowany

Pandemia mocno nas dotknęła

Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego, Targi Kielce
Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego, Targi Kielce Źródło: Wojciech Habdas
Rok 2020 wszystkim się dał mocno we znaki. Pandemia koronawirusa postawiła świat na głowie, nie oszczędziła także branży targowej. – Przed pandemią zorganizowaliśmy trzy wystawy, a potem jeszcze siedem, czyli parędziesiąt nie doszło do skutku. A potem przyszła kolejna fala pandemii i nie organizujemy na razie targów, tylko... szpital – mówi Andrzej Mochoń, prezes Targów Kielce.

Właśnie żegnamy rok 2020, który dla całego świata okazał się wyjątkowo trudny. Co dla pana, prezesa Targów Kielce, było w tym czasie największym wyzwaniem?

Jesteśmy częścią przemysłu spotkań. Tymczasem dopóki szczepionka nie jest powszechna, najlepszym sposobem uniknięcia zakażenia koronawirusem jest social distancing, czyli coś, co jest dokładnie sprzeczne z sensem naszej działalności. Dlatego też pandemia jako branżę mocno nas dotknęła.

Przez cały rok byliśmy poddani huśtawce nastrojów i oczekiwań. Trudno było cokolwiek zaplanować. Dopiero po fakcie widzimy, co się wydarzyło. Wcześniej liczyliśmy, że koronawirus, podobnie jak wirus grypy, latem zniknie i jesienią wszystko wróci do normy. Tak się jednak nie stało.

I co dalej?

Najpierw, jeszcze w marcu, nagle zostaliśmy zaskoczeni, kiedy rząd zakazał organizowania targów w sytuacji, kiedy mieliśmy już wszystko przygotowane. Musieliśmy odwołać AGROTECH – największe targi rolnicze w Polsce, mimo że stoiska były już zbudowane, a nawet część eksponatów została przewieziona. Wydarzenie przełożyliśmy zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami najpierw na czerwiec, a następnie na listopad. Za każdym razem z powodu pandemii nie mogło się odbyć zgodnie z planem. Impreza została przeniesiona w końcu na 2021 rok.

Jakie kroki podejmował pan w czasie lockdownu i zamrożenia gospodarki, żeby spółka przetrwała?

Na szczęście byliśmy w relatywnie dobrej sytuacji, ponieważ mieliśmy zgromadzoną pewną ilość środków, które planowaliśmy przeznaczyć na budowę nowej hali. Główną część wydatków mielibyśmy pokryć kredytem, ale wymagany był również wkład własny na początek i ten zgromadziliśmy.

Było dla nas jasne, że jeśli COVID-19 nie zniknie, to budowa nie dojdzie do skutku. Dlatego też korzystaliśmy z tych środków, które początkowo przeznaczyliśmy na inwestycje.

Żałuje pan teraz, że hala nie powstała?

Absolutnie nie. Myślę, że przez pewien czas nie będziemy potrzebować tej hali. Ważniejsze jest, by przeżyć i uratować jak największą część załogi. Nie zdecydowaliśmy się na obniżenie płac, chociaż de facto obniżki płac były.

To znaczy?

U nas każdy ma stałą i zmienną część pensji. Stąd też przy braku organizacji targów części płacy uzależnionej od wyników targów po prostu nie ma. Pensji stałej nie ruszyliśmy, choć w ciągu roku dokonaliśmy pewnej redukcji załogi z ok. 190 do 150 osób. To były częściowo dobrowolne odejścia, np. na emeryturę. Z bólem serca musieliśmy też pewną część osób zwolnić, chociaż w dalszym ciągu liczymy 150 osób. Bardzo byśmy chcieli, żeby pozostały z nami, gdy zaczniemy organizować targi.

Firma skorzystała z pomocy państwa?

Staraliśmy się korzystać ze środków, które oferowało państwo. Z Miejskiego Urzędu Pracy dostaliśmy trochę ponad 1 mln zł. I chociaż nasze miesięczne koszty to 2 mln zł, cieszymy się, że mogliśmy skorzystać z tej pomocy.

Próbowaliśmy jednocześnie wdrożyć program dodatkowych usług, Mamy pewne aktywa w postaci obiektu i załogi, które staraliśmy się wykorzystać. Szkoda, że nie wiedzieliśmy, że koronawirus pozostanie z nami na tak długo, bo mieliśmy różne pomysły, których w końcu nie wdrożyliśmy.

Na przykład?

Zastanawialiśmy się nad hodowlą pieczarek w halach. Wtedy jednak żyliśmy nadzieją, że jeszcze kilka miesięcy i będziemy robić targi. Trudno było przeznaczać pieniądze na coś innego, wiedząc, że to, co umiemy robić najlepiej, to targi.

Wzięliśmy się więc za takie usługi, które nie wymagały wyłączenia hal, wykorzystując jednocześnie umiejętności naszych pracowników. Robiliśmy meble ogrodowe, wykonywaliśmy usługi graficzne, hydrauliczne, urządzaliśmy ogrody. Zrobiliśmy nawet dwa kiermasze na terenie zewnętrznym w tym okresie, gdy nie mogliśmy robić targów. Byliśmy pierwszym ośrodkiem, który zaczął organizować takie quasi-targi. I de facto to były właśnie kiermasze cieszące się największym powodzeniem. Mimo to była to kropla w morzu potrzeb.

Jednocześnie intensywnie przygotowywaliśmy się to sezonu jesiennego, w którym na szczęście udało nam się zorganizować chyba najwięcej w Polsce imprez targowych. Zaczęliśmy w sierpniu targami Dom i Ogród, potem we wrześniu mimo wszystkich ograniczeń odbył się Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego.

Czym te targi różniły się od tych w latach poprzednich?

Było mniej eksponatów i mniej firm zagranicznych. Wszystko przez kwarantannę i zakaz lotów spoza Unii Europejskiej ‒ z Australii czy z USA, skąd zazwyczaj przyjeżdżało najwięcej firm zagranicznych. Jeśli chodzi o firmy amerykańskie, to w targach mogły wziąć udział tylko te, które miały swoje europejskie przedstawicielstwa. W efekcie zamiast 600 firm, było 185, czyli wystawa była jednej czwartej normalnej wielkości. I od tamtego czasu stało się to już regułą ‒ wszystkie nasze wystawy stanowiły 25 proc. tego, co bywało w poprzednich latach.

Zawsze to jednak coś. A które imprezy nie doszły do skutku?

Przed pandemią zorganizowaliśmy trzy wystawy, a potem jeszcze siedem, czyli parędziesiąt nie doszło do skutku. A potem przyszła kolejna fala pandemii i nie organizujemy na razie targów, tylko... szpital.

Na mocy ustawy antycovidowej powstał szpital tymczasowy. Kiedy zostanie otwarty?

W zasadzie jest gotów. Wojewoda świętokrzyski, który jest jego dysponentem, ogłosił, że to będzie szpital rezerwowy na 300 łóżek, w tym 50 intensywnej terapii z respiratorami. Cały sprzęt jest już zgromadzony. Szpital zajmuje trzy hale z siedmiu, które posiadamy. A w czwartej jest magazyn na wyposażenie medyczne szpitala, zabezpieczone przed zniszczeniem. W ciągu krótkiego czasu jesteśmy w stanie ten sprzęt rozmieścić. Docelowo, gdy będzie taka potrzeba, możemy pomieścić 1200 łóżek, jednak – jako obywatel ‒ mam nadzieję, że na skutek szczepień i nabrania odporności stadnej szpital nie będzie potrzebny.

Co oznacza dla firmy otwarcie szpitala polowego? Czy w związku z jego działalnością targi jako ośrodek EXPO nie będą mogły funkcjonować?

Stworzenie szpitala stanowiło dla nas gigantyczne wyzwanie, bo dostaliśmy polecenie jego zorganizowania w ciągu 30 dni. To oznaczało, że w ciągu kilku tygodni musieliśmy znaleźć kogoś, kto zaprojektuje szpital, bo my się na tym nie znamy. Następnie go wybudować, a w międzyczasie ogłosić przetarg na zakup wyposażenia, którego my sami nie mamy.

Do budowy szpitala, między innymi sal szpitalnych, pomieszczeń dla personelu, laboratorium, łazienek, wykorzystaliśmy nasz sprzęt, maszyny, urządzenia konieczne do budowy stoisk.

Największym wyzwaniem było utworzenie instalacji gazów medycznych ‒ sprężonego powietrza i tlenu. W Polsce w tym samym czasie buduje się bowiem 20 takich szpitali jak nasz. W związku z tym pewnych elementów konstrukcyjnych zabrakło, niektóre elementy nie są produkowane w kraju i musiały być importowane, co też nie odbyło się bez przeszkód, bo wszystkie te szpitale chciały je kupić. Ale daliśmy sobie jakoś radę. Umowa na funkcjonowanie szpitala ma obowiązywać do 30 kwietnia 2021 roku.

A potem?

Liczymy na to, że po tym czasie będziemy mogli robić targi. Mamy już opracowany kalendarz na 2021 rok. Bo nawet jakby ten szpital był dłużej potrzebny, to oprócz tych trzech hal, które wykorzystujemy na jego funkcjonowanie, mamy dodatkowo cztery hale, w których możemy organizować targi, konferencje, kongresy, wydarzenia biznesowe.

Oby. Bo przecież oprócz organizatorów imprez targowych, takich jak Targi Kielce, pracy pozbawione są też setki firm działających na ich rzecz, wśród nich projektujące i budujące stoiska targowe. Zostały one pominięte w programie wsparcia. Jak upadek tych branż wpłynąłby po pandemicznej rzeczywistości na targi?

Mam nadzieję, że jednak firmy przetrwają. To prawda, że są w jeszcze gorszej sytuacji od nas, organizatorów targów i dysponentów hal, takich jak my.

Jeżeli ktoś robił tylko prosty montaż stoisk na targach, to teraz może mieć kłopot. Jeśli firmy miały swoje zaplecze produkcyjne, to mogą spróbować swoich siłw produkcji na potrzeby rynku. Tym firmom będzie łatwiej przetrwać. Znam firmę, która przestawiła się na produkcję mebli, domków na działki, i jakoś sobie radzi.

Na początku wydawało się, że pandemia szybko minie. Jak się okazało, przed nami jeszcze kilka, jeśli nie więcej miesięcy życia w niepewności. Czy są pomysły na wykorzystanie hal w inny sposób, gdyby się miało okazać, że w najbliższym czasie targi czy konferencje nie będą się mogły w nich odbywać?

Jeżeli wirus pozostanie z nami do maja czy czerwca, to sądzę, że powtórzy się sytuacja z ubiegłego roku. Czyli w miesiącach letnich wycofa się. A później coraz więcej osób będzie zaszczepionych i przemysł spotkań zacznie wracać na swój tor.

Może być tak, że wiosenne imprezy przełożymy na jesień albo na 2022 rok. Problem polega na tym, że nie jesteśmy z gumy. Nie da się wszystkich wydarzeń z wiosny zorganizować jesienią. Jesień kalendarzowo jest tak samo długa jak wiosna, ale dla nas ten okres wydaje się krótki. Realnie zostają nam bowiem dwa miesiące – wrzesień i październik. W listopadzie jest już zimno, dni są krótkie, nie jest to już atrakcyjny czas dla wystawców. A w dwóch miesiącach nie da się skondensować całego roku. Trzeba też pamiętać, że targi zazwyczaj buduje się w tydzień, a dwa-trzy dni potem demontuje się je i sprząta po nich. W przypadku niektórych wystaw, takich jak MSPO, wywożenie sprzętu i demontaż targów trwa tydzień. Więc realnie to, co dla zwiedzającego trwa cztery dni, dla nas trwa dwa tygodnie. Stąd nie da się przenieść wszystkich targów i czterech miesięcy zmieścić w dwóch.

Pan też się zaszczepi?

Oczywiście! Kieruję się bowiem zdrowym rozsądkiem i racjonalnym myśleniem. Trzeba to zrobić ze względu na siebie i innych.

Myśli pan, że po pandemii wszystko wróci do normy? A może targi na stałe przeniosą się do internetu?

Nie sądzę. Myślę, że będzie wręcz przeciwnie. Ludzie po tylu miesiącach spędzanych głównie w domu będą wręcz lgnąć do innych. A zaufanie w biznesie to klucz. Poważna rozmowa nie odbędzie się przez internet, tylko bezpośrednio. W Chinach ‒ znam to też z autopsji ‒ rozmowy biznesowe prowadzi się przez chwilę w biurze, po czym przenosi się do restauracji. Kiedy dogaduje się szczegóły z biznesowym partnerem przy obiedzie, to wiadomo, że to będzie dobra, trwała umowa. Tutaj więc nie mam obaw. Webinaria były dobre w pierwszych tygodniach, miesiącach pandemii. Teraz nie stanowią już najlepszej formy, co dzisiaj widać po malejącej liczbie osób logujących się na nie.

Pewnie po pandemii będziemy częściej używać platform internetowych niż przed nią, ale spotkania twarzą w twarz będą konieczne. A nasi klienci już się nie mogą doczekać normalnych targów.

Andrzej Mochoń, prezes Targów Kielce

Dr Andrzej Mochoń
Absolwent geologii na Uniwersytecie Wrocławskim, tytuł doktora uzyskał na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1980 r. pracował jako wykładowca geologii w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach. W 1989 r. zaangażował się w budowę jednej z pierwszych uczelni prywatnych w mieście - dzisiejszej Wyższej Szkoły Administracji Publicznej. W 1993 r. zakładał Świętokrzyską Agencję Rozwoju Regionu, w której kierownicze funkcje pełnił przez 10 lat. Potem dwa lata organizował kielecki Geopark. Od 2006 roku kieruje Targami Kielce. Jest jednym z twórców Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego trzeciej po Paryżu i Londynie imprezy wystawienniczej tej branży. Jest kanclerzem świętokrzyskiej loży BCC. Od października 2009 roku pełni w Kielcach funkcję Konsula Honorowego Republiki Federalnej Niemiec.
Artykuł został opublikowany w 48/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.