Coraz więcej bankructw w pandemii. „Bez tej osoby nie da się prowadzić biznesu”

Coraz więcej bankructw w pandemii. „Bez tej osoby nie da się prowadzić biznesu”

Psycholog podczas pandemii koronawirusa
Psycholog podczas pandemii koronawirusa Źródło:Shutterstock / Mego studio
Czy w dobie pandemii koronawirusa państwowa pomoc skierowana do przedsiębiorców jest właściwie ukierunkowana? Moim zdaniem jest jeden obszar, w którym trudno tej realnej pomocy szukać. I jest dobry sposób na jego sfinansowanie.

Pomoc państwa dla przedsiębiorców „uwięzionych” w pandemicznej rzeczywistości wzbudza ciągle liczne kontrowersje – a najtrudniej znaleźć odpowiedzi na pytania: czy ta pomoc jest właściwa, czy jest wystarczająca, oraz czy... w ogóle jest?

Upadłości i restrukturyzacji firm jest coraz więcej. Upadłości konsumenckie biją rekordy. Jeżeli dalej tak pójdzie, ten rok będzie rokiem „Polaków – bankrutów”.

O co więc chodzi z tą „pomocą państwa”? Wydaje się, że rzeczywiście jest przynajmniej jeden taki obszar, w którym trudno realnej pomocy szukać. Zacznijmy jednak od definicji przedsiębiorstwa: czym jest, z czego się składa i po co jest?

Mówiąc „po prawniczemu”: przedsiębiorstwo to zorganizowany zespół składników niematerialnych i materialnych przeznaczonych do prowadzenia działalności gospodarczej. Mówiąc językiem specjalistów od zarządzania: przedsiębiorstwo to jednostka organizacyjna prowadząca działalność gospodarczą, wyodrębniona prawnie, organizacyjnie, terytorialnie i ekonomicznie, obejmująca zasoby ludzkie, finansowe, materialne i niematerialne.

Czytaj też:
Ta przeszkoda nie pozwala wyjść z długów. Naucz się, jak ją pokonać

Pomoc w dobie pandemii powinna więc być nakierowana na utrzymanie zdolności przedsiębiorstwa do prowadzenia działalności gospodarczej poprzez zachowanie w stanie niepogorszonym zasobów ludzkich, finansowych, materialnych i niematerialnych, a dzięki temu pomóc przedsiębiorstwu „dotrwać” do czasu odwołania lockdown’u i umożliwienia mu samodzielnego „stanięcia na własnych nogach”.

Inaczej bankructwa zniszczą naprawdę wiele firm, przedsiębiorcy doświadczą piętna porażki, a pracownicy (konsumenci) zostaną z długami, z których będzie im trudno kiedykolwiek się uwolnić.

Ale czy rzeczywiście liczne rządowe propozycje ujęte w licznych tarczach antykryzysowych powstrzymają upadek?

Zasoby przedsiębiorstwa trzeba chronić

Przedsiębiorstwo, to zasoby. Bez zasobów, przedsiębiorstwo to tylko nazwa. To jak opakowanie supersprzętu o dużych możliwościach – ale tylko opakowanie. Zasoby tworzą wartość przedsiębiorstwa i to o zasoby w czasach pandemii trzeba zadbać. Które z zasobów są najważniejsze i które w pierwszej kolejności powinny być chronione?

Nie bez przyczyny w przytoczonej powyżej definicji przedsiębiorstwa zasoby ludzkie znalazły się na pierwszym miejscu. To pracownicy ze swoimi kompetencjami, umiejętnościami, zdolnościami i zaangażowaniem stanowią największy majątek firmy. To od nich zależą sukcesy, ale także porażki w jakichkolwiek biznesowych przedsięwzięciach.

Dbanie o pracowników, zapewnienie, aby ich potrzeby były zaspokajane i aby ich samopoczucie było dobre, to przejaw pełnej dojrzałości i odpowiedzialności przedsiębiorcy za losy firmy. Kto to rozumie, odniesie sukces. Kto o tym wie, przetrwa każdy kryzys.

Lecz, wbrew pozorom, „nie samym chlebem człowiek żyje”. Zapewnienie wypłaty wynagrodzenia, przyznanie zasiłku opiekuńczego i wręczenie bonu turystycznego nie oznaczają, że „zasoby ludzkie” zostały zachowane. Stanie się tak dopiero wtedy, gdy oprócz zabezpieczenia sfery materialnej zadbamy o psychikę pracownika.

Tak jak bez księgowego i prawnika, tak bez psychologa nie da się prowadzić nowoczesnego biznesu

W państwach tzw. „wysokorozwiniętych” zatrudnianie psychologa w firmie jest normą. Już dawno zauważono płynące z tego korzyści. Pracownik wspierany przez psychologa lepiej radzi sobie z presją czasu, ze stresem, z „pozazawodowymi” problemami, które mimowolnie „przynosi” do pracy. Możliwość chociażby „przegadania” tego, co boli, potrafi zdziałać cuda.

Jak napisał kiedyś Stefan Garczyński: „Rozmawiając dowiaduję się, co myślę”. Jeżeli więc obecność psychologa w firmie miałaby polegać jedynie na możliwości rozmowy z kimś, kto wysłucha i z kimś, kto zrozumie – to jest to już i tak bardzo dużo. A do tego, jeżeli jeszcze być może coś poradzi, to korzyści będą nieocenione. Dla pracownika, dla pracodawcy, dla społeczeństwa.

Nie da się tego zastąpić odesłaniem pracownika do przychodni zdrowia, aby w ramach NFZ zapisał się do psychologa z terminem wizyty w przyszłym kwartale. Nie załatwi także sprawy zapewnienie mu wizyty w prywatnym gabinecie jeszcze w tym tygodniu.

Psycholog musi być „tu na miejscu”, pośród ludzi, którym pomaga, blisko nich, dostępny natychmiast, od ręki. Bo chodzi tu bardziej o interwencję kryzysową, a nie o doraźne poradnictwo psychologiczne.

I warto jeszcze zauważyć, że nie załatwią niczego szkolenia i warsztaty grupowe z tzw. umiejętności miękkich, fundowane pracownikom w ramach pakietu rozwojowego. Osobiste traumy, porażki, niepokoje i demony możemy pokonać i rozwiązać tylko w indywidualnej pracy z odpowiednim przewodnikiem.

Czytaj też:
Młodzi wykluczeni. „Głupie myśli chodzą po głowie”

Dobrym rozwiązaniem może być, a nawet powinien, psycholog zatrudniony przez pracodawcę, który wie i rozumie, że największym i najważniejszym „zasobem” jego firmy są zadowoleni z życia pracownicy.

Tylko jak finansować takiego psychologa, gdzie znaleźć pokrycie kolejnego „kosztu” w firmie? Zwłaszcza dzisiaj, gdy zaległe opłaty za czynsz, prąd i inne media, zaległe raty kredytowe, leasingowe i zobowiązania publicznoprawne już dawno odebrały spokojny sen. Przy „zerowych” przychodach oczywiście, bo przecież lockdown. Jest na to sposób!

Pomoc psychologiczna pilnie potrzebna

Nieraz zdarzały się w naszym kraju katastrofy naturalne, wypadki drogowe z udziałem wielu osób, katastrofy lotnicze, kolejowe lub katastrofy górnicze. Wielu z nas pamięta powódź w 1997 roku, liczne wypadki autokarów z dziećmi jadącymi na wakacje lub z pielgrzymami, katastrofę lotniczą w Lesie Kabackim, kolejową pod Szczekocinami, górniczą w Kopalni Halemba.

Poza oczywistymi działaniami służb ratunkowych, zawsze wtedy psychologowie przystępowali do natychmiastowej pomocy ofiarom zdarzeń i członkom ich rodzin. Wydaje się nam to oczywiste, że takie działania powinny być podejmowane.

Tymczasem teraz mamy przecież do czynienia z katastrofą naturalną, a psychologów jakoś na pierwszej linii frontu działań nie widać.

Na rządowej stronie internetowej (gov.pl) czytamy, że „polscy pracownicy oraz polskie firmy potrzebują wsparcia i ochrony ze strony państwa. Celem polityki gospodarczej rządu w obliczu pandemii wirusa SARS-CoV-2 jest ochrona miejsc pracy i zapewnienie bezpieczeństwa finansowego oraz zdrowotnego obywateli. Koszty związane z obecną sytuacją gospodarczą powinny być rozłożone solidarnie pomiędzy przedsiębiorców, pracowników, system finansowy i sektor publiczny”.

A skoro o „zdrowiu obywateli” i „solidarności” w ponoszeniu kosztów mówimy – to najwyższy czas zdrowiem psychicznym obywateli się zająć i przeznaczyć stosowne środki na uruchomienie pomocy psychologicznej. Zatrudnienie psychologów przez przedsiębiorców i finansowanie ich wynagrodzeń z „tarczowych” pieniędzy z pewnością byłoby o wiele lepszym wydatkowaniem publicznych pieniędzy, niż niektóre z dotychczasowych propozycji.

Czytaj też:
Strażnicy wcielili się w rolę więźniów. W ruch poszły pięści, pałki i miotacz z gazem. Zaskakujący finał eksperymentu w Chełmie

Nie ulega wątpliwości, że robione jest wszystko co możliwe, aby chronić zdrowie i życie Polaków, bezpośrednio zagrożone przez śmiertelnego wirusa. Służba zdrowia działa na granicy swojej wydolności, a pewnie już nawet tą granicę dawno przekroczyła. Ale to nie znaczy, że to wszystko, co można i należy robić.

Walka o zdrowie to także walka o zdrowie psychiczne, o kondycję psychiczną, o higienę psychiczną Polaków. Jeżeli o tym zapomnimy, jeżeli o to nie zadbamy i – co gorsze – „wymyślimy” sobie, że nie teraz na to czas, to skutków tego zaniedbania będziemy doświadczać latami.

Jeszcze jedna ważna rzecz na zakończenie

Jeżeli nie zadbamy o zdrowie psychiczne nas jako pracowników, na nic zdadzą się nasze – bo pochodzące z naszych podatków – pieniądze wydane na utrzymanie zasobów rzeczowych firm. Na nic zdadzą się także pieniądze wydane na utrzymanie tzw. „miejsc pracy”.

Tymi „rzeczami” w tych utrzymanych „miejscach pracy” nie będzie komu pracować, bo wszyscy będziemy latami leczyć się z post-pandemicznej traumy. A leczyć będziemy się na rachunek społeczeństwa, w ramach NFZ, ze środków pomocy społecznej, lub licząc na pomoc tzw. organizacji pozarządowych. Niczego dobrego to nie wróży.

Na szczęście, jest wyjście. Znaczną cześć publicznych środków niezwłocznie trzeba przeznaczyć na ochronę zdrowia psychicznego pracowników i pozwolić nam wszystkim dotrwać w zdrowiu psychicznym do końca pandemii.

Zatrudnianie psychologów w firmach i finansowanie ich etatów z publicznych funduszy jest bardzo dobrym na to sposobem. Tylko, czy ktoś to w końcu zobaczy, zrozumie i zrobi?


Piotr Paweł Wydrzyński jest prawnikiem, inżynierem, psychologiem. Wykonuje zawód doradcy restrukturyzacyjnego i terapeuty. Od 2001 roku jest czynnym syndykiem, zarządcą, nadzorcą i pełnomocnikiem w wielu postępowaniach upadłościowych i restrukturyzacyjnych. Wraz z żoną, doradcą restrukturyzacyjnym Wiolettą Wydrzyńską, prowadzi Kancelarię Syndyków, w której oboje – jako syndycy – przeprowadzili blisko 400 postępowań upadłościowych. Prowadzą także Gabinet Psychologiczny i specjalizują się w pomocy biznesmenom z piętnem porażki oraz zadłużonym konsumentom. Prezes zarządu spółki Wydrzyńscy S.A., specjalizującej się w rozwiązywaniu sytuacji kryzysowych w biznesie, w życiu, w finansach osobistych. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców.
Źródło: Wprost