Jak zmienił się rynek produktów dla dzieci w ostatnich latach? Był to czas olbrzymich tąpnięć…
Dużo zależy tu oczywiście od kategorii produktów i kanałów sprzedaży. Nie ma jednak wątpliwości, że w ostatnich czasach wzmacniali się producenci z Chin. Na pewno oferowane przez nich technologie, design były na bardzo wysokim poziomie. Doprowadziło to do tego, że firmy tradycyjne, jak chociażby nasza, odczuły te zmiany, stanęły wobec większej konkurencji. Pandemia doprowadziła z kolei do wzrostu handlu w internecie, co motywowało wiele firm do wzmocnienia gałęzi e-commerce.
Skutkowało to tym, że handel tradycyjny, offline, czyli sklepy dziecięce, funkcjonował w zasadzie w pewnym kryzysie. W tym czasie, co warto zaznaczyć, rynek polski, w porównaniu z innymi rynkami europejskimi, przeżył też ogromną koncentrację biznesową.
Co według pana jest największym wyzwaniem w ostatnich latach, jeśli chodzi o branżę parentingową?
Rosnąca konkurencja z jednej strony, a z drugiej spadająca dzietność oznacza większą presję dla poszczególnych graczy. Dlatego kluczowe będą dobre kanalizowanie sprzedaży i coraz lepsza edukacja naszych klientów. Chcemy pokazać, że jesteśmy marką, której warto zaufać, chociażby ze względu na ogromne doświadczenie, tak naprawdę w każdej kategorii produktów dziecięcych – od smoczków, przez łóżeczka, po foteliki samochodowe i wózki. Stawiamy też na wiedzę specjalistyczną – nawiązujemy współpracę z ekspertami w dziedzinie parentingu i wspólnie z nimi szukamy nowych rozwiązań, ale też szerzymy wiedzę w dziedzinie rodzicielstwa.
Jak zmienił się w ostatnich latach odbiorca państwa produktów?
Był zdecydowanie różny przed pandemią, w czasie jej trwania i w okresie postpandemicznym. W pierwszym okresie konsumenci tradycyjni kupowali produkty jakościowe, nie analizując zbyt mocno wydatków związanych z nabywaniem produktów, w trakcie pandemii mniej istotna była sprzedaż produktów typu foteliki czy wózki, za to wzrosła sprzedaż produktów domowych i zabawek. Po pandemii powróciła sprzedaż spacerówek czy fotelików, ale pojawiła się duża niepewność, związana m.in. z wybuchem wojny i inflacją. Mocno wpłynęło to na ograniczanie wydatków, co na pewno jest próbą dla naszej branży.
Skoro o próbach mówimy, nie zapominajmy o kryzysie demograficznym...
Tak, i tu należy podkreślić, że to nie jedynie kryzys, który kształtuje rynek, w tym naszą branżę – ma on olbrzymi wpływ na przyszłość danego kraju. Dziecko, nie tylko w Polsce, staje się coraz mniej „wygodnym” elementem tworzenia rodziny. Nowe pokolenia są bardziej zorientowane na siebie, nie na relacje. Jeśli dodamy do tego rosnące koszty życia i turbulencje na politycznej mapie świata, otrzymujemy efekt w postaci niższej dzietności, która jest znaczącym wyzwaniem dla branży parentingowej.
Mamy też pokolenie, które mniej chętnie wychodzi z domu, styka się z dużymi kosztami wynajmu czy zakupu mieszkania i ułożenia sobie życia. Dzieje się to, z czym mamy do czynienia we Włoszech od kilkudziesięciu lat – jeśli w ogóle ludzie decydują się na dzieci, to w coraz późniejszym wieku.
A jaki jest polski rodzic w kontekście rynku parentingowego?
Zawsze podkreślam, że polski rodzic jest jednym z najbardziej wyedukowanych klientów w Europie. Jest osobą, która doskonale wie, czego potrzebuje on i dziecko. Dotyczy to wszystkich kategorii produktowych, również o zabawkach z kategorii alternatywnych metod edukacyjnych, np. montessoriańskiej. To klient nowoczesny, mocno zorientowany w nowych trendach i sposobach edukacji dzieci i kwestiach ekologii.
Czy rodzic zorientowany i świadomy jest większym wyzwaniem dla branży parentingowej?
Czy wyzwaniem – nie wiem, to chyba za duże słowo. Na pewno jego wiedza i świadomość potrzeb są impulsem do tworzenia nowych linii, właśnie ze wskazaniem na ekologię. Chicco odchodzi więc od plastikowych opakowań, a nawet przezroczystych okienek w pudełkach, nastawiamy się na coraz bardziej zieloną produkcję i mamy w tej dziedzinie spore osiągnięcia. Nasze linie produkcyjne czy sposób magazynowania mają niewielki i coraz mniejszy wpływ środowiskowy i coraz mocniej nad tym pracujemy – na pewno ważnym motorem do działania jest tu dla nas opinia konsumentów.
Rodzic świadomy to także rodzic szukający rozwiązań codziennych wyzwań związanych z rodzicielstwem?
W DNA marki Chicco jest odpowiadanie na rodzicielskie bolączki. Naszym bestsellerem sprzedażowym jest linia łóżeczek dostawnych Next2Me – jako pierwsi wpadliśmy na tak dobre i skuteczne rozwiązania w zakresie rodzicielskiej bliskości podczas snu dzieci. To produkty niezwykle ergonomiczne i wystarczające na długo, bo „rosnące” z dzieckiem. Podobnym przykładem jest BabyHug, mobilny i multifunkcjonalny gadżet, który może być łóżeczkiem, leżaczkiem czy fotelikiem i jest niezwykle praktycznym rozwiązaniem idealnym na współczesne czasy.
A jak wygląda reklama państwa produktów? Co jest dziś kołem zamachowym sprzedaży?
W naszej branży rzadkością jest dziś reklama w telewizji. Stawiamy na edukowanie naszych klientów – dziś przede wszystkim w internecie, ale przygotowujemy także materiały, które mogą być rozprowadzane np. przez położne. Współpracujemy oczywiście w influencerami – w naszej branży to absolutna konieczność, 70 proc. naszego budżetu reklamowego jest kierowane na social media i korzystamy tu z wszystkich dostępnych kanałów. Mamy silne marki, takie jak Chicco, z czego jesteśmy niezwykle dumni i dbamy o to, by rozwijały się one i adaptowały do nowych wyzwań. Zdradzę tylko, ze już wkrótce ogłosimy nową globalną strategię marki Chicco.