Jak służby polowały na znanego restauratora. Wyciągali ich z łóżek przy dzieciach, grozili, że zastrzelą psy

Jak służby polowały na znanego restauratora. Wyciągali ich z łóżek przy dzieciach, grozili, że zastrzelą psy

CBA. Centralne Biuro Antykorupcyjne
CBA. Centralne Biuro Antykorupcyjne Źródło:cba.gov.pl
– Przez lata bezprawnych działań ja i moja rodzina ponieśliśmy nie tylko straty finansowe, ale także straciliśmy zdrowie i czas dla naszych bliskich – oświadczył po uniewinniającym wyroku szczeciński restaurator Paweł Golema. Prokurator bezpodstawnie oskarżył go o korupcję. Sprawa ciągnęła się 10 lat.
Reportaż jest fragmentem książki „Polowanie. Jak się w Polsce niszczy biznes” autorstwa Heleny Kowalik i Szymon Krawca, która 21 listopada 2023 roku ukazała się nakładem wydawnictwa „Wprost”.

Niedziela Palmowa w 2013 r. Przed szczecińskim kościołem wierni przystają w grupkach, aby życzyć sobie Wesołego Alleluja. W rozmowach przewija się sensacja dnia – aresztowanie Pawła Golemy. Ktoś widział, jak wcześnie rano antyterroryści, w kominiarkach i z długą bronią, prowadzili Golemę do samochodu. Dlatego nie było go na mszy, zwykle siada w pierwszej ławce.

Niewielu jest mieszkańców portowego miasta, którzy by nie wiedzieli, o kogo chodzi. Paweł Golema to właściciel wielu szczecińskich lokali gastronomicznych. Człowiek nie tylko majętny, ale i towarzyski, garną się do niego znani sportowcy, bo Golema jest światowym mistrzem karate, ma dziewiąty dan. Lgną do niego także politycy różnych opcji, licząc na wsparcie w kampanii wyborczej. On nie faworyzuje żadnej partii.

Swoje imperium gastronomiczno-rozrywkowe budował latami. Adamowi Zadwornemu, dziennikarzowi lokalnego oddziału „Gazety Wyborczej”, wyznał, że jego pierwsza inwestycja – dyskoteka Palladium – powstała za pieniądze z trenerskich diet zagranicznych i turystycznego przemytu.

W następnych dniach Wielkiego Tygodnia wieści o aresztowaniu biznesmena poszerzają się o informację, że akcji antyterrorystów było więcej. W kajdankach wyprowadzono nie tylko restauratora i jego syna. Również właścicieli salonu pogrzebowego, sieci sklepów jubilerskich, troje urzędników kontroli skarbowej oraz inspektorkę z sanepidu.

Funkcjonariusze CBA nie patyczkowali się z podejrzanymi. Wyciągali ich z łóżek, mimo płaczu dzieci i przerażenia innych domowników. Kazali zamknąć psy obecne w mieszkaniu, bo w przeciwnym razie je zastrzelą.

Czytaj też:
Nowa polska książka jak „Proces” Franza Kafki. „Świetna i poruszająca”

W akcji uczestniczyła łącznie ponad setka funkcjonariuszy, z których część osobiście poszukiwała dowodów jakiegokolwiek przestępstwa. Ich stosunek do tych czynności oraz Pawła Golemy zmieniał się z godziny na godzinę, gdy zauważyli, że każda z zatrzymywanych rzeczy ma certyfikat jakości i pochodzenia, paragon czy fakturę. Pod koniec funkcjonariusze pocieszali domowników, że wszystko na pewno wkrótce się wyjaśni, że to „jakieś nieporozumienie”. Nikt nie przypuszczał wtedy, że sprawa potrwa następne 10 lat.

– Przestępczość zorganizowana – szeptano na mieście. Krążyła plotka, że Golema jest powiązany z sycylijską mafią, dlatego zna język włoski. Potem się okazało, że są to kontakty sportowe.

Na wszelki wypadek do jego restauracji na Wałach Chrobrego przestali przychodzić na obiady urzędnicy z pobliskiego Urzędu Wojewódzkiego. Przede wszystkim ci, którzy dostali od Golemy karty rabatowe. Nie były to pojedyncze przypadki. Mówiono o tysiącach zniżek na konsumpcję. Krążył dowcip, że po akcji CBA beneficjenci kart rabatowych pozbyli się ich, wyrzucając do Odry.

Synek do domu dziecka

Źródło: Wprost