Beata Drzazga: Przedsiębiorca musi być elastyczny, przygotowany na wszystko

Beata Drzazga: Przedsiębiorca musi być elastyczny, przygotowany na wszystko

Beata Drzazga
Beata Drzazga Źródło: Materiały prasowe / Beata Drzazga
- Przedsiębiorca musi być także elastyczny. Nie jest się w stanie przewidzieć wszystkiego, co się stanie na rynku. Wojna, koronawirus, hossa, bessa. Nie można myśleć, że coś jest niezmienne. Trzeba umieć się dopasować – mówi w rozmowie z „Wprost” Beata Drzazga, przedsiębiorca, twórca, właściciel i prezes wielu firm w Polsce i za granicą. Założyła m.in. Betamed, firmę medyczną zajmującą się długoterminową opieką domową.

Bartosz Michalski, "Wprost": Pani historia brzmi niczym z amerykańskiego snu. Może być inspiracją dla innych – od pielęgniarki to przedsiębiorczyni zarządzającej wieloma firmami. Jak to się zaczęło?

Już od małego byłam osobą pozytywnie zbuntowaną. Jako dziecko zastanawiałam się, co ja będę mogła w życiu wynaleźć, co po sobie zostawić. Do tego przewijało się we mnie kilka pasji – jedna trochę zaszczepiona przez ciocię, która pracowała w służbie zdrowia. Jak na nią patrzyłam, to chciałam zostać kiedyś lekarzem lub pielęgniarką.

I się udało.

Gdy zaczęłam pracować w szpitalu jako pielęgniarka, byłam w siódmym niebie. Pochylałam się nad pacjentami, dawałam im bezpieczeństwo i uwagę. A jednocześnie chciałam pokazać, że służba zdrowia i ludzie tam pracujący to prawdziwi pasjonaci. Mówiłam pacjentom po zabiegach – proszę dzwonić nawet co 5 minut, ja przyjdę. Proszę czuć się bezpiecznie, nawet w nocy.

Kiedy pojawiła się myśl, żeby przejść „na własne”?

Po jakimś czasie zaczęłam odczuwać, że coraz mniej mogę wprowadzić nowości, zmian. Brakowało tej sprawczości. Postanowiłam zatem, że otworzę sama biznes. Firmę, w której nazbieram najbardziej empatyczny personel, który będzie kierował się takim samym podejściem do pacjenta, jakie ja mam.

Ciężko było zacząć?

Pamiętam, jak tworzyłam pierwsze pokoiki, ubrałam fartuszek i zadałam sobie pytanie – co teraz? To był ciężki moment w życiu. Rozwiodłam się, miałam dwoje dzieci. Ale za to dużo siły, werwy i nadziei, że wszystko pójdzie dobrze.

Zajęłam się ludźmi pod respiratorami, potem pacjentami w opiece domowej. Z naszych usług korzystały nie tylko osoby starsze, ale również dzieci. I zaczęło się to nagle rozrastać. Zatrudniłam 5 osób, potem 10, i zanim się obejrzałam, było już 3200 pracowników i byliśmy w 11 województwach.

Udało się zachować te pierwotne wartości przy rekrutacji, o których pani wspominała?

Cały czas to mi przyświecało. Osobiście zatrudniłam ok. 400 pracowników. I ważne było, aby były to osoby właśnie z miłością, empatią. Nie tylko do pacjentów, ale również do współpracowników. I udało się. Dochodziły do mnie informacje z całej Polski, jak lekarze, których nawet nie znałam, mówili do rodzin, żeby się zgłosili do BetaMedu, bo tam jest jakość.

Jakie są dalsze plany rozwoju BetaMedu?

Na ten moment mogę tylko powiedzieć, że sprzedałam BetMed. Ale mam jeszcze dużo innych firm, tak dużo, że nie miałam czasu chodzić po sklepach odzieżowych. W pewnym momencie uznałam, że tak nie może być i tak się zrodził pomysł na kolejny biznes – otworzę swój sklep i będę swoją najlepszą klientką. Tak oto powstał „Dono de Scheggia”, czyli „Prezent od Drzazgi”. Zaczęłam mieć najpiękniejsze kolekcje, ubrania z wysoką jakością. Latałam po nie do Mediolanu, Paryża, czy Austrii. I nagle pewnego razu mnie olśniło.

Co się stało?

Pomyślałam sobie – jak ja kocham latać. I jeszcze tego samego wieczora wróciłam do domu, otworzyłam mapę i postanowiłam, że lecę do Stanów Zjednoczonych. Nikogo tam nie znałam, nikt nie znał mnie. Stwierdziłam, że do tego w szkole językowej nauczę się dobrze mówić po amerykańsku. Wzięłam 5-letniego wówczas syna i tak oto trafiłam do Miami. Tam, jako przedsiębiorca, rzuciłam okiem na rynek i aż się prosiło o otworzenie sklepów z elektroniką. W ten sposób powstały dwa – BetaNest Electronic.

Dynamicznie.

A to był dopiero początek! Prowadziłam te sklepy przez sześć lat, a potem je zamknęłam. W Miami poznałam też polskiego konsula honorowego w Nevadzie, Johna Petkusa. Namawiał mnie na działalność w Las Vegas i do udziału w jego misjach gospodarczych.

Przez pięć lata w ramach swojego wolnego czasu i latając za własne pieniądze, łączyłam polskich przedsiębiorców i uniwersytety z tymi w Nevadzie. Za ten okres działalności gubernator stanu Nevada Brian Sandoval przyznał mi tytuł pierwszego Ambasadora Biznesu Nevady. Był to dla mnie wielki zaszczyt. Jeździłam też do Chile i Peru i staraliśmy się rozwijać Nevadę.

Nie było szklanego sufitu?

Bynajmniej. Na środku Las Vegas otworzyłam BetaMed. Zaczęłam tam zatrudniać osoby, po czym przyszła pandemia. Przez dwa lata nie można było latać do USA. Wtedy zamknęłam ten oddział i pootwierałam nieruchomości w Miami, w Hiszpanii.

Co panią najbardziej zaskoczyło na początku kariery? Jakie rady z perspektywy czasu i doświadczeń ma Pani dla młodych przedsiębiorców?

Udzielam porad dla przedsiębiorców na wielu konferencjach, m.in. w Klubie Przedsiębiorczości. Uczestnikom mówię, że jak otworzą firmę, to będą mieli różne kamienie po drodze. Trzeba je omijać, nie raz się o nie wywrócą, ale trzeba wstać z kolan i iść dalej. Nie mogą też zakładać z góry, że przyjdzie do nich od razu tysiąc klientów, kiedy tak naprawdę okaże się, że to będzie sto osób. Nie wszystko od razu wychodzi.

Jest moment, w którym się to normalizuje?

Trzeba się nastawić na zmiany. Byłam w ciężkim szoku, że co ułożyłam sobie biznes, to z NFZ dostawałam co roku nowe obowiązki. A to zmiany w załącznikach itd. Tak naprawdę po 25 latach wiem, że prowadząc firmę, nigdy nie wychodzi się na prostą. Z każdym rokiem, wraz z jej rozwojem, jest wręcz coraz ciężej. Więcej pracowników, więcej odpowiedzialności i nowe problemy do rozwiązania.

Musiałam zmienić podejście i nie wierzyć, że zawsze będzie różowo i pięknie. Prowadzenie biznesu to w 70 procentach ciężka praca, czasami płacz i duży stres. Ale trzeba wówczas wykorzystać cechy przedsiębiorcy.

Często wspomina pani o cechach przedsiębiorcy. Co się do nich zalicza?

Dobry przedsiębiorca powinien mieć przede wszystkim odporność na stres. Musi mieć pasje, być odpowiedzialny. Musi umieć prowadzić ludzi i ciągnąć ich za sobą. Tak, żeby oni nadążali za jego pomysłami.

Przedsiębiorca musi być także elastyczny. Nie jest się w stanie przewidzieć wszystkiego, co się stanie na rynku. Wojna, koronawirus, hossa, bessa. Nie można myśleć, że coś jest niezmienne. Trzeba umieć się dopasować.

Musi też wiedzieć, że w pracy liczą się ludzie. To oni tworzą z nami firmę i ciągną ją wspólnie do góry.

W jednym z wywiadów powiedziała pani „nasze państwo nie ceni zdolnych ludzi, którzy są niesamowitymi przedsiębiorcami, a to dzięki nim rozwija się nasz kraj”. Jakie są największe bariery? Temat ostatnio bardzo na czasie, zwłaszcza gdy słowo „deregulacja” jest odmieniana przez wszystkie przypadki, a premier Donald Tusk powierzył Rafałowi Brzosce przygotowanie rozwiązań, które spowodują, że prowadzenie biznesu w Polsce będzie łatwiejsze.

Byłam na tym spotkaniu na giełdzie, gdzie premier zwrócił się do nas i przede wszystkim do Rafała Brzoski, z którym tworzymy Radę Polskich Przedsiębiorców.

Najpierw powstała grupa, potem podgrupa i tak kolejne. Stworzyliśmy też specjalne miejsce, gdzie każdy przedsiębiorca może przez internet wskazać problemy, z jakimi się spotyka. Czasem przez drobne rzeczy, nawet głupotki, potykamy się. Teraz ich nie wymienię, ale jest ich naprawdę dużo. Wyłoniliśmy z nich te najważniejsze. Wiele osób mówiło, że nic z tego nie wyjdzie, ale mamy zielone światło i, jak do tej pory, idzie to w dobrą stronę.

Gdzie się łatwiej prowadzi firmę. W Polsce czy w USA?

Więcej doświadczyłam w tej materii w Polsce. Nie można jednak powiedzieć, że gdzieś jest lekko. Jak w jednym kraju są niższe podatki, to w to miejsce pojawiają się inne problemy, np. z pracownikami. Na pewno w Stanach widać inne podejście do przedsiębiorców. W Nevadzie zrobili misję gospodarczą tylko dla mnie. Pokazali mi kilka szpitali, jak je prowadzą itd. Gubernator pomógł i miałam spotkanie ze wszystkimi rodzajami ubezpieczycieli. Szkoły też mnie tam pytały – „pani Beato, to ile pani wyszkolić lekarzy, pielęgniarek, ile pani potrzebuje?”. Byłam w szoku.

Skąd pomysł na założenie fundacji?

Przez 20 lat wspierałam różne inicjatywy jako Beata Drzazga. Marketing przynosił mi całe stosy listów z prośbą o pomoc. Przesyłałam miesięcznie co chwilę pieniądze to tu, to tam. Aż mnie pracownicy czasami powstrzymywali – „pani prezes, bo za chwilę wszystko wydamy!”.

To było raczej takie usystematyzowanie udzielanej pomocy. Teraz chciałabym zacząć wspólnie z kimś działać, włączyć innych do tego projektu.

Czytaj też:
Beata Drzazga laureatką prestiżowej nagrody Wektor 2024
Czytaj też:
Przedsiębiorcze kobiety. „Biznes nie ma płci”

Źródło: WPROST.pl