Tłok na Bałtyku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stanisław Koczot, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum
Za chwilę może się okazać, że Polska, kraje bałtyckie, Ukraina całkiem dobrze sobie radzą bez rosyjskiej ropy i gazu. Prowadzona przez Rosję polityka odcinania sąsiadów od jej skarbów może obrócić się przeciwko niej pisze Stanisław Koczot, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
Kiedy gigantyczne tankowce z arabską ropą zacumują w gdańskim Naftoporcie? Z deklaracji premiera Donalda Tuska może wynikać, że nie jest to kwestia odległej przyszłości. Podczas podróży do Arabii Saudyjskiej szef naszego rządu rozmawiał z kluczowymi politykami, którzy trzymają w garści handel surowcami. Potem oświadczył, że możliwe jest dokonanie przez Polskę 'poważnego zakupu' ropy.

Takich politycznych deklaracji w ostatnim dwudziestoleciu było już kilka, żadna jednak nie miała tak dużego prawdopodobieństwa realizacji jak obecna. Powód jest oczywisty: 10 czy 15 lat temu nie było ropociągu BTS2, który pozwala Rosjanom ominąć Przyjaźń ? sztandarowy korytarz transportujący ropę ze Wschodu na Zachód. Zbudowanie rurociągu BTS2 do portu Ust Ługa w Zatoce Fińskiej otworzyło Rosji nowy kanał handlu ropą: za pośrednictwem portu morskiego będą mogli wysyłać ją tankowcami w świat. Na Bałtyku zrobi się tłoczno jak w Zatoce Perskiej: gazowce wożące LNG do gazoportu w Świnoujściu i do litewskiej Kłajpedy, tankowce z arabską ropą, tankowce z rosyjską ropą...

Ten ruch w surowcach to efekt błyskawicznie zmieniającej się mapy energetycznej świata, zwłaszcza naszego regionu Europy. Burzę rozpętały ? jak zawsze ? dwie światowe potęgi: Stany Zjednoczone i Rosja. Amerykanie na masową skalę zaczęli wydobywać gaz z łupków, co zmieniło układ sił na rynku gazowym. Mają go tak dużo, że będą mogli wysyłać go w dowolne regiony świata. Z kolei Rosjanie włożyli mnóstwo energii w stworzenie nowych korytarzy transportowych, by ominąć kraje tranzytowe, z którymi stosunki najczęściej nie układają im się najlepiej.

Zobaczymy, jak na tym wyjdą, bo ani Ukraina, ani Polska nie mają zamiaru czekać z założonymi rękami, aż Rosjanie wykorzystają swój energetyczny oręż. Już teraz Moskwa mocno winduje ceny surowców swoim najbliższym sąsiadom, a co będzie za chwilę, gdy zamknie Przyjaźń i ograniczy transport jamalskim gazociągiem?

W rywalizacji, w której liczą się interesy polityczne i pieniądze, nie ma miejsca na sentymenty. Warszawa i Kijów mogą nie szczędzić Moskwie ciepłych słów, ale jeżeli chodzi o czyny, nie dadzą sobie w kaszę dmuchać. Kijów już planuje budowę terminalu gazu skroplonego LNG w Odessie, rozmawia z niemieckimi firmami o alternatywnych dostawach. Polska zbuduje terminal LNG w Świnoujściu, sprowadzi gaz z Kataru czy z USA, zadba o dostawy ropy z Arabii Saudyjskiej. Naftoport na pewno nie zostanie zamknięty na kłódkę.

Za chwilę może się okazać, że Polska, kraje bałtyckie, Ukraina całkiem dobrze sobie radzą bez rosyjskiej ropy i gazu. Owszem, będzie drożej, bo za surowce z Arabii Saudyjskiej czy z Kataru trzeba będzie zapłacić więcej niż za surowce z Rosji, ale przynajmniej nikt nam nie zagrozi przykręceniem kurka. Prowadzona przez Rosję polityka odcinania sąsiadów od jej skarbów może obrócić się przeciwko niej. Polacy i Ukraińcy doskonale wiedzą, że gaz i ropę można kupować nie tylko w Moskwie.