Ksiądz milioner zarabiał na giełdzie? „Zachowywał się jak komornik”

Ksiądz milioner zarabiał na giełdzie? „Zachowywał się jak komornik”

Ksiądz, zdjęcie ilustracyjne
Ksiądz, zdjęcie ilustracyjneŹródło:Shutterstock / Kamila Koziol
Ksiądz z Domostawy na Podkarpaciu przelał sobie 2 mln złotych z konta parafii. Twierdzi, że dorobił się sam, ale jego parafianie są innego zdania – piszę „Gazeta Wyborcza”.

Proboszcz parafii w Domostawie, gdy dowiedział się, że przejdzie na emeryturę, przelał sobie z konta parafii 2 mln złotych. O sprawie poinformował w mediach społecznościowych anonimowy mieszkaniec miejscowości.

Skąd ksiądz ma pieniądze

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” ksiądz Stanisław Konik stwierdził, że dwóch milionów dorobił się sam. Twierdził, że przez kilka lat „jeździł do Ameryki”, gdzie miał pracować na budowie. Zapewnia też, że prowadził działalność wydawniczą, a zaoszczędzone pieniądze pomnażał, inwestując na giełdzie.

Jak twierdzi ksiądz, pieniądze przynosiła mu też praca w szkole, gdzie miał etat katechety. Był też wykładowcą Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Stalowej Woli. Proboszcz podkreślał również, że ma półtora hektara pola aronii, maliny i borówki.

Co rzekomo jego pieniądze robiły na koncie parafii? Jak tłumaczy, sam je tam wcześniej przelał.

„Chciałem kupić na parafię 4-letnie obligacje skarbowe. Pojechałem do banku i okazało się, że to nie jest możliwe. Przelałem więc środki z powrotem” - mówi ksiądz Konik w rozmowie z „Wyborczą”.

„Ksiądz komornik”

Zupełnie innego zdania są parafianie z Domostawy, którzy nazywają księdza „komornikiem”, bo parafialną kasą zarządzał żelazną ręką. Według relacji osób, do których dotarli reporterzy "Wyborczej", ksiądz miał żądać od każdego mieszkańców 100 złotych rocznie, które miały być przynoszone w kopercie podpisanej imieniem i nazwiskiem. Oprócz tego parafianie mieli składać dodatkowe ofiary, np. na kolędę. Kto nie płacił, lądował na liście dłużników.

„Pewien mężczyzna był bardzo chory. Natychmiast potrzebował księdza. Jego żona zadzwoniła do proboszcza, a on powiedział: «Poczekaj, zobaczę w kartotece, ile ty jesteś dłużna». To było najważniejsze. Nie człowiek” - mówi „Wyborczej” jeden z parafian.

Proboszcz zarzutom zaprzecza. Twierdzi, że próbował „stworzyć bazę materialną parafii”, ale zapewnia, że nigdy nikomu nie odmówił sakramentu.

Czytaj też:
Porzucił kapłaństwo dla uczennicy. Były ksiądz opowiedział o swoim małżeństwie