7 września z Lądka Zdroju wyjechali uczestnicy jednego z najważniejszych w Europie festiwali górskich. Co roku przyciąga kilkanaście tysięcy osób. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby woda zastała ich na polach namiotowych i odcięła drogę ucieczki.
Miasto mierzy się teraz z tragedią, której rozmiary przekraczają skutki powodzi z 1997 roku.
Kataklizm przyszedł w niedzielę
Po przejściu wody część miasta jest całkowicie zniszczona. Doskonale widać to na zdjęciach, które mieszkańcy – ci, którzy znajdują się w miejscach, w których udaje się złapać internet – umieszczają w mediach społecznościowych. Niemal 6-tysięczny Lądek Zdrój jest praktycznie całkowicie odcięty od świata: dojechać można do niego tylko przez Czechy.
- Od polskiego Paczkowa trzeba wjechać do Javornika czeskiego i przez drogę asfaltową można się do nas dostać. Jest tam dość wąsko, ale auto transportowe przejedzie – tłumaczył w rozmowie z Polsat News burmistrz Lądka Zdroju. Zaznaczył, że rozmowa z dziennikarzami była możliwa tylko dzięki temu, że uruchomiono agregat.
Przez Lądek przepływa rzeka Biała Lądecka, która już w sobotę zalała kilka ulic. Jest szeroka i dość wartka, ale to nie ona przyniosła największe spustoszenie. Kataklizm przyszedł w niedzielę, gdy w położonym powyżejStroniu Śląskim pękła tama i wielka woda, przez nic już niekontrolowana, parła przed siebie.
W niedzielę całkowicie zalana została część położona w sąsiedztwie Rynku. Bezpieczniej było w położonej powyżej części uzdrowiskowej. Jeszcze w niedzielę cała płyta rynku pokryta była wodą powyżej pasa. Na filmikach wyraźnie widać, jak nurt porywał znaki drogowe, samochody, kontenery. Nie było tam prądu, nie działały telefony. Mieszkańcy z niepokojem patrzyli w niebo, bo przez całą niedzielę padał deszcz.
Ludzie poszukiwali kontaktu z bliskimi
To nie był spokojny wieczór również dla mieszkańców niezalanych ulic, którzy bardzo martwili się o los swoich bliskich z położonej niżej części miasta. Kontakt został zerwany (i nieprzywrócony do tej chwili), a od południa w niedzielę nie było możliwości bezpiecznego przejścia czy przejechania, by sprawdzić, czy rodzina jest bezpieczna.
Facebookowa grupa „Lądecko-strońskie archiwum”, która na co dzień służy przede wszystkim pokazywaniu archiwalnych zdjęć uzdrowiska, zapełniła się dramatycznymi prośbami o pomoc w nawiązaniu kontaktu. „Czy ktoś widział moich dziadków, którzy mieszają przy ulicy…” albo „Czy ktoś ma zdjęcie z ul. Kościuszki 64, 66? Jak tam sytuacja?” – takie pytania pojawiały się co kilka minut. „Gdyby ktoś widział w Lądku mojego tatę (…) lub siostrę (…), to proszę im powiedzieć, że rozmawiałam z mamą i u niej wszystko w porządku” – takie dramatyczne prośby chyba mało komu pozwalają przejść obojętnie. Niestety rzadko ktoś udzielał odpowiedzi, bo tę znali tylko sąsiedzi – tak samo odcięci od telefonu i internetu, jak i osoby poszukiwane.
Galeria:
Powódź w Lądku Zdroju
Woda zerwała niemal wszystkie mosty
Jest szansa, że internet wkrótce zacznie działać. Organizatorzy Festiwalu Górskiego poinformowali, że w poniedziałek rano wyruszają z Kudowy Zdroju (odległość 60 km, ale obecnie jedzie się co najmniej półtorej godziny i to tylko pod warunkiem, że trasa przez Czechy nie okaże się zablokowana) i zainstalują Starlink. To system satelitarny obsługiwany przez Starlink Services, spółkę będącą w całości własnością amerykańskiej firmy SpaceX. Dostarcza łączność internetową w 105 krajach i świetnie sprawdza się w sytuacjach kryzysowych.
Najgorzej woda obeszła się z domami położonymi blisko rzeki. Część budynków nie wytrzymała naporu i została pozbawiona ścian. Woda zerwała niemal wszystkie mosty, w tym XVI-wieczny most św. Jana z figurą Nepomucena.
– To był żywioł. Ludzie potracili mienie całego życia, infrastruktura jest całkowicie zniszczona, my się sami nie podniesiemy – powiedział burmistrz Lądka Zdroju w rozmowie z Polsat News. – To inwestycje, które będą trwały latami, ale teraz potrzebujemy doraźnego zabezpieczenia inżynieryjnego, liczymy, że może wojsko pomoże organizować przeprawy przez rzekę.
Do Stronia Śląskiego można się dostać tylko pieszo
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w oddalonym o 7 km Stroniu Śląskim. Zerwane zostały dwa mosty, przez co dojazd do centrum autem jest praktycznie niemożliwy. Zablokowane są też drogi dojazdowe do miasta. Do Stronia Śląskiego nie dojeżdża zaopatrzenie, jeśli wierzyć pojedynczym wpisom w internecie, brakuje wody pitnej i jedzenia. Aktualnie mieszkańcy obu miejscowości nie mogą pić wody z kranu, bo może być zanieczyszczona. Nie ma gazu, prądu. Osoby, którym zależy na kontakcie z bliskimi, przede wszystkim starszymi członkami rodziny, podejmują pieszą trasę. Inaczej się aktualnie nie da.
W poniedziałek około godziny 10 na Facebooku opublikowany został dramatyczny wpis osoby, która doszła kilka kilometrów do miejsca, w którym znalazła zasięg i przekazała bliskim informację o tym, że mieszkańcy są pozostawieni sami sobie, nie mają zapasów żywności i wody. Mieszkańcy są zrozpaczeni i czują się pozostawieni sami sobie. Nie ma kontaktu ze służbami i lokalnymi władzami. Ostatni wpis burmistrza w mediach społecznościowych pochodzi z soboty – zanim pękła tama.
„Sytuacja w Gminie Stronie Śląskie jest bardzo trudna. Ta noc będzie dramatycznym wyzwaniem dla nas wszystkich. Wody w rzece Biała Lądecka i Morawa jest więcej niż podczas powodzi w 1997 roku… i ciągle jej przybywa.
Z uwagi na pogarszającą się sytuację przystąpiliśmy do ewakuacji mieszkańców z zagrożonych budynków. Bardzo proszę o poważne zastosowanie się do wszelkich komunikatów Służb Ratowniczych. Apeluję również do wszystkich mieszkańców z terenów zagrożonych, by rozważyli udanie się możliwie szybko do rodzin, znajomych, w bezpieczne miejsce” – napisał wtedy Dariusz Chromiec.
Czytaj też:
Powódź w Polsce. Jak pomóc? Spis najważniejszych zbiórek pieniędzyCzytaj też:
Hołownia zapowiada specjalne posiedzenie Sejmu. „Deklarujemy pełną współpracę”