Rząd wprowadził kolejne rozwiązanie, który nie tylko nie ułatwi życia polskim przedsiębiorcom, ale niektóre z nich może nawet pogrążyć, zwłaszcza w dobie nadciągającego kryzysu. To absurdalny przepis wprowadzający obowiązek zatrudnienia w firmie inspektora ochrony przeciwpożarowej, bądź obarczenie tymi obowiązkami jednego z pracowników.
Po co kioskarzowi czy sprzedawcy warzyw przeszkolony inspektor z maturą, skoro od dziesiątek lat doskonale radzą sobie bez takiego stanowiska? Chyba że chodzi o to, aby dzięki przepisowi, firmowanemu przez minister pracy Jolantę Fedak, zasilić pieniędzmi podatnika kasę Państwowej Straży Pożarnej, która prowadzi szkolenia za "jedyne" 1247 zł.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przepis będzie obowiązywał nawet przedsiębiorców prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. W praktyce więc nawet kioskarz czy sprzedawca marchewki będzie musiał stać się specjalistą ppoż., czyli posiadać maturę i skończyć kurs. To właśnie tzw. Mały biznes, a nie duże firmy czy sieci hipermarketów, które stać na to, aby zatrudnić jednego człowieka więcej i płacić mu pensję, najbardziej odczuje skutki tego przepisu. Spowoduje on wśród drobnych przedsiębiorców w najlepszym wypadku poważne perturbacje, a w najgorszym nawet ryzyko bankructwa.
Platforma Obywatelska przed wyborami obiecywała Polakom "drugą Irlandię". Wygląda jednak na to, że kiepsko odrobiła lekcję z irlandzkiej drogi do dobrobytu. Bowiem osławiony irlandzki cud gospodarczy miał wiele przyczyn, ale jedną z zasadniczych było ograniczenie biurokracji, i likwidacja niepotrzebnych przepisów.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przepis będzie obowiązywał nawet przedsiębiorców prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. W praktyce więc nawet kioskarz czy sprzedawca marchewki będzie musiał stać się specjalistą ppoż., czyli posiadać maturę i skończyć kurs. To właśnie tzw. Mały biznes, a nie duże firmy czy sieci hipermarketów, które stać na to, aby zatrudnić jednego człowieka więcej i płacić mu pensję, najbardziej odczuje skutki tego przepisu. Spowoduje on wśród drobnych przedsiębiorców w najlepszym wypadku poważne perturbacje, a w najgorszym nawet ryzyko bankructwa.
Właściciela budki z warzywami, na przykład, nie będzie stać na zatrudnienie inspektora, będzie więc musiał pójść na szkolenie, a następnie zrekompensować podwyżką cen te 1247 złotych i czas, kiedy nie będzie zarabiał, bo szkolenie odbywa się podczas dwóch pięciodniowych zjazdów. Zapłaci za to oczywiście konsument, który przyjdzie kupić warzywa. A co jeśli właściciel budki nie ma wymaganej matury? Będzie musiał niestety zamknąć interes, bo trudno sobie wyobrazić, że zacznie nagle uczęszczać do szkoły średniej.
Jeśli do tego dojdzie, setki dotychczas nie najgorzej radzących sobie przedsiębiorców nie tylko zasili szeregi bezrobotnych i będą pobierać (przynajmniej przez jakiś czas) zasiłek, ale też przestaną odprowadzać podatki do budżetu.
Platforma Obywatelska przed wyborami obiecywała Polakom "drugą Irlandię". Wygląda jednak na to, że kiepsko odrobiła lekcję z irlandzkiej drogi do dobrobytu. Bowiem osławiony irlandzki cud gospodarczy miał wiele przyczyn, ale jedną z zasadniczych było ograniczenie biurokracji, i likwidacja niepotrzebnych przepisów.