David D. Friedman: Churchill twierdził, że demokracja to najgorsza forma rządów, ale lepszej nie wymyślono. Niektórzy wyciągają z tego wniosek, że należy ją wspierać. Ja mam inny: skoro nawet najlepsza istniejąca forma rządów jest tak zła, to trzeba robić wszystko, aby maksymalnie ograniczyć rolę państwa w naszym życiu.
– Kto wtedy wyciągnie rynki z kłopotów?
– Może wtedy nie będzie tak głębokich kryzysów? Niedługo po pierwszej wojnie światowej w USA wystąpiły wszelkie oznaki zbliżającego się kryzysu, m.in. gwałtowne spadki cen. Rząd nic nie zrobił i zawierucha skończyła się po roku. Gdy sytuacja się powtórzyła i nastąpił krach w 1929 r., rząd interweniował na ogromną skalę. I kryzys w ostrej formie trwał cztery lata, a rooseveltowski New Deal przedłużył jego skutki aż do wybuchu kolejnej wojny.– Tym razem państwo także jest winne?
– Nie wiem, na ile jest to kryzys finansowy, a na ile polityczny, czyli taki, który powoduje przedłużenie i pogłębienie finansowych turbulencji. Rządy są bardzo aktywne, co będzie oznaczało ogromne koszty przez dłuższy czas. Weźmy przykład zamachów z 11 września 2001 r. Ktoś oszacował ich koszt dla amerykańskiej gospodarki, wliczając wartość życia zabitych ludzi, na kilka miliardów dolarów, zaś koszty działań rządu, mających przeciwdziałać skutkom zamachów, na kwotę 10-20 razy większą. Tym razem może być podobnie.
– Usprawiedliwia pan bankierów kupujących i sprzedających pakiety beznadziejnych kredytów hipotecznych jako superprodukty inwestycyjne?– To złożona sprawa. Państwo nie może zupełnie uciec od odpowiedzialności. Spójrzmy na znane agencje hipoteczne Fannie Mae i Freddie Mac. Po drugiej wojnie światowej politycy chcieli zdobyć punkty u wyborców i postanowili ułatwić jak największej liczbie osób zakup własnego domu. Powołali dwie wspomniane firmy, które kupowały od banków detalicznych pożyczki, pakowały je, ubezpieczały i sprzedawały dalej. Te obligacje zabezpieczone kredytami hipotecznymi były ryzykowne, ale nikt się tym nie przejmował. Wszyscy domniemywali – i słusznie – że w razie kłopotów państwo nie pozwoli upaść tym firmom i przejmie ich długi. To rozkręciło rynek nieruchomości i związanych z nimi produktów finansowych.
– Anna Schwartz, znakomita ekonomistka i współpracowniczka pańskiego ojca Miltona Friedmana, twierdzi, że szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke się myli. Stosuje metody, które powinny być użyte, ale nie zostały, podczas wielkiego kryzysu w latach 30. Tyle że dzisiejszy kryzys jest zupełnie inny. Czy Bernanke toczy niewłaściwą wojnę?– Zgadzam się z Anną Schwartz. Podczas wielkiego kryzysu głównym problemem był brak płynności w bankach. Dziś nie ma problemu z płynnością. To nie jest taki sam kryzys.
– A czym ten się skończy?– Mój ojciec w takich sytuacjach przytaczał historyjkę o tym, jak w XVIII wieku Szkoci radowali się z klęski i upokorzenia Anglików podczas amerykańskiej wojny o niepodległość. Oczekiwali, że lada chwila brytyjskie imperium się zawali. A ono dopiero zmierzało ku prawdziwej potędze. Podobnie dziś nie należy przeceniać znaczenia kryzysu finansowego.
Cała rozmowa z prof. Davidem D. Friedmanem dostępna jest TUTAJ
David D. Friedman urodził się 12 lutego 1945 r. Jest synem prof. Miltona Friedmana, noblisty, jednego z najsłynniejszych i najbardziej wpływowych ekonomistów XX wieku. Uzyskał doktorat z fizyki na Chicago University. Wykłada prawo i ekonomię na uniwersytecie Santa Clara. Jest ateistą i jednym z czołowych przedstawicieli anarchokapitalizmu. Jest autorem książek „The Machinery of Freedom", „Price Theory: An Intermediate Text", „Hidden Order: The Economics of Everyday Life", „Law’s Order: What Economics Has to Do with Law and Why It Matters”, „Future Imperfect: Technology and Freedom in an Uncertain World”. Jest publicystą amerykańskiego libertariańskiego dziennika „Liberty”. Prowadzi blog, interesuje się historią średniowiecznej Europy, pisze opowiadania fantasy.