Rozmowa z Peterem Schiffem, amerykańskim ekonomistą, szefem firmy brokerskiej Euro Pacific Capital, który już w 2006 roku przewidział obecny kryzys i jego następstwa.
„WPROST": W Internecie rekordy popularności biją dziś programy CNN, Fox News, CNBC i Bloomberg TV z lat 2006-2007 z pańskim udziałem, w których przewidywał pan obecny kryzys. Rola proroka pana cieszy czy wręcz przeciwnie?
Peter Schiff: Od kiedy moje przewidywania zaczęły się sprawdzać, coraz rzadziej jestem zapraszany do telewizji. Inni ekonomiści nie chcą ze mną dyskutować. Moja obecność sprawia, że nie mogą twierdzić, iż kryzysu nie dało się przewidzieć. Nawet nie dostałem centa, o którego w 2006 r. założyłem się z Arthurem Lafferem na antenie. On twierdził, że żadnego krachu nie będzie.
Czego inni ekonomiści wówczas nie dostrzegli?
Problemu zbyt dużej ilości pieniądza w obrocie, który narastał m.in. za sprawą wyjątkowo niskich stóp procentowych, a co za tym idzie – bardzo tanich kredytów, zwłaszcza hipotecznych. Amerykanie za dużo pożyczali i wydawali na konsumpcję. Tymczasem powinniśmy oszczędzać i inwestować. Jeszcze w latach 70. XX wieku Stany Zjednoczone były największym wierzycielem świata. Dzisiaj są największym dłużnikiem.
Mówił pan, że amerykańska gospodarka jest jak „Titanic", a pan jest w łodzi ratunkowej i stara się przekonać innych pasażerów, by opuścili pokład. Co dziś im pan mówi?
Kryzys potrwa znacznie dłużej, niż się to powszechnie uważa. Nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie udało się zastąpić Baracka Obamę kimś, kto się zna na gospodarce. Jego plan wpompowania bilionów dolarów w amerykańską gospodarkę nie tylko jej nie uratuje, ale przedłuży kryzys. Na całym świecie.
Cała rozmowa w papierowym wydaniu tygodnika "Wprost" lub naszym elektronicznym wydaniu dostępnym TUTAJ
Peter Schiff: Od kiedy moje przewidywania zaczęły się sprawdzać, coraz rzadziej jestem zapraszany do telewizji. Inni ekonomiści nie chcą ze mną dyskutować. Moja obecność sprawia, że nie mogą twierdzić, iż kryzysu nie dało się przewidzieć. Nawet nie dostałem centa, o którego w 2006 r. założyłem się z Arthurem Lafferem na antenie. On twierdził, że żadnego krachu nie będzie.
Czego inni ekonomiści wówczas nie dostrzegli?
Problemu zbyt dużej ilości pieniądza w obrocie, który narastał m.in. za sprawą wyjątkowo niskich stóp procentowych, a co za tym idzie – bardzo tanich kredytów, zwłaszcza hipotecznych. Amerykanie za dużo pożyczali i wydawali na konsumpcję. Tymczasem powinniśmy oszczędzać i inwestować. Jeszcze w latach 70. XX wieku Stany Zjednoczone były największym wierzycielem świata. Dzisiaj są największym dłużnikiem.
Mówił pan, że amerykańska gospodarka jest jak „Titanic", a pan jest w łodzi ratunkowej i stara się przekonać innych pasażerów, by opuścili pokład. Co dziś im pan mówi?
Kryzys potrwa znacznie dłużej, niż się to powszechnie uważa. Nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie udało się zastąpić Baracka Obamę kimś, kto się zna na gospodarce. Jego plan wpompowania bilionów dolarów w amerykańską gospodarkę nie tylko jej nie uratuje, ale przedłuży kryzys. Na całym świecie.
Cała rozmowa w papierowym wydaniu tygodnika "Wprost" lub naszym elektronicznym wydaniu dostępnym TUTAJ