Według Pawlaka po wyroku limity emisji mogą się jedynie zwiększyć. Komisja jest zawiedziona wyrokiem. Według niej nie oznacza to jednak, iż polski limit emisji wzrośnie. Przeciwnie: z uwagi na kryzys, który doprowadził do mniejszego zużycia energii i zahamował rozwój gospodarczy, Polska może dostać mniej uprawnień, niż przyznała jej Komisja. Okaże się to w wyniku procedury określania limitu, która zacznie się teraz od początku.
To ważny wyrok
Pawlak uważa, że przedsiębiorcy nie powinni czuć się niepewnie, bo ich sytuacja na pewno się nie pogorszy. - Jeśli zwiększy się pula do podziału, to ich sytuacja może się tylko poprawić - powiedział dziennikarzom Pawlak. Przyznał jednak, że trochę za wcześnie na otwieranie szampana.
- Choć jest to bardzo ważny wyrok, pokazujący, że w UE istotne jest dobre argumentowanie swoich racji. Jeśli kraje, przedsiębiorcy, obywatele pokazują swoje argumenty, to w prawodawstwie europejskim mają one znaczenie - mówił.
- Wyrok pokazuje, jak ważne jest, by Komisja Europejska nie odbierała kompetencji krajom, regionom czy samorządom lokalnym. Zasada pomocniczości wydaje się najważniejsza dla tych rozstrzygnięć - dodał. W jego ocenie przełożenie tego wyroku na wzrost uprawnień do emisji dla Polski będzie korzystne, choć w praktyce kryzys sprawił, że kontrowersje wokół rozdziału limitów straciły na znaczeniu. - Okazuje się, że w ramach tych limitów, które zostały przyznane np. w przemyśle stalowym teraz możemy sobie poradzić. Ale na przyszłość przy wychodzeniu z kryzysu to rozstrzygnięcie jest kapitalne i na pewno będzie budowało lepszą perspektywę dla naszego kraju - powiedział.
Są szanse na kompromis
Według Pawlaka być może znajdziemy kompromis z KE. - Wyrok pokazuje, że komisja nie mogła arbitralnie podjąć decyzji o zmniejszeniu nam emisji - powiedział. Dodał, że polski wniosek był lekko zawyżony i jeśli zmniejszymy nasze oczekiwania do poziomu rzeczywiście wyemitowanego w Polsce dwutlenku węgla, będziemy mieli szanse na kompromis.
Pytany, czy przy obecnym limicie przyznanym przez KE 208 mln ton CO2 i proponowanym wcześniej przez Polskę 284 mln ton, satysfakcjonujący byłby poziom 250 mln ton, Pawlak powiedział, że byłby to bardzo dobry wynik. Według niego termin nowej decyzji zależy od ukonstytuowania się nowego składu Komisji, więc może to być dopiero w przyszłym roku.
Komisja Europejska musi ustąpić
Jeden z polskich pełnomocników w procesie, zastępca dyrektora departamentu prawa Unii Europejskiej w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej Mikołaj Jarosz, powiedział, że wyrok sądu jest istotny nie tylko dla obecnego planu rozdziału emisji na lata 2008-12, ale jako generalna wskazówka na przyszłość.
- Sąd ograniczył kompetencje Komisji Europejskiej i ustalił, że nie jest rolą KE określanie poziomów emisji dla poszczególnych krajów. KE nie może sama określać limitu emisji, podawać swojego sposobu jej wyliczania, tylko musi uwzględniać nasze stanowisko. Musi się do naszych propozycji odnieść, co najwyżej zażądać ponownych obliczeń i lepiej uzasadnić swoje stanowisko - powiedział Jarosz.
- Po wyroku pierwszej instancji Komisja musi ponownie przeanalizować polski wniosek i zmienić swoją decyzję o poziomie limitów - tłumaczył. - Komisja musi ocenić nasz sposób liczenia limitów, ocenić jego zgodność z dyrektywą. Nie jest jej rolą określanie limitu emisji dla nas. Może najwyżej zakwestionować nasze wyliczenia, ale uzasadnić to lepiej, niż poprzednio. Nie może nam narzucić swojej metodologii obliczeń, ani poziomu emisji - mówił Jarosz.
Potrzeba więcej analiz
Według dyrektora departamentu zmian klimatu i ochrony atmosfery Ministerstwa Środowiska Tomasza Chruszczowa to orzeczenie ETS pokazuje, że Trybunał dba o jednolite i prawidłowe stosowanie prawa wspólnotowego przez wszystkie podmioty, nie tylko państwa członkowskie.
Ministerstwo Środowiska czeka na pełne uzasadnienie i wtedy podejmowane będą decyzje o tym, jakie dalsze kroki należy podjąć i jakie będzie to miało konsekwencje dla całego systemu, którego celem jest zredukowanie emisji CO2, a nie maksymalizacja kosztów tej redukcji. Według Chruszczowa o tym, jakie po wyroku mogą zapaść decyzje, zadecydują m.in. szczegółowe analizy zarówno ekspertów prawnych Komisji Europejskiej, jak i Polski.
W marcu 2007 r. KE ograniczyła prawa do emisji CO2 dla polskich przedsiębiorstw o 26,7 proc. w porównaniu z propozycją Warszawy. Polska oczekiwała rocznego limitu 284,6 mln ton emisji CO2, udowadniając odpowiednimi wyliczeniami, że takie są potrzeby rozwijającej się polskiej gospodarki. Polska zaskarżyła tę decyzję.
W środę sędziowie uznali, że KE przekroczyła swoje kompetencje, kwestionując dane polskiego rządu i narzucając niższy limit na podstawie własnych kalkulacji. W opinii sądu, KE nie uzasadniła w wystarczającym stopniu, dlaczego jej zdaniem wyliczenia przedstawione przez Polskę są złe.pap, dar