"Veidas", który od sześciu lat publikuje listę najbogatszych Litwinów, w tym roku odnotowuje, że wielu prosiło o niezamieszczanie ich nazwisk na elitarnej liście, gdyż w społeczeństwie dominuje negatywny stosunek do bogactwa, który jeszcze bardziej się nasilił w czasie kryzysu. - W naszym społeczeństwie, jeżeli jesteś bogatym, jesteś złym człowiekiem. Ubogi kojarzy się z pojęciem "swój" - mówi na łamach tygodnika Lubys. Niektórzy twierdzą, że na Litwie afiszowanie się swym bogactwem jest nawet niebezpieczne. Przyznają, że nie ma tu już wymuszania pieniędzy i straszenia bandytami, jak za czasów "dzikiego kapitalizmu", ale jest ludzka zazdrość. "W państwie dobrobytu wstyd być ubogim, a w państwie biednym - wstyd być bogaczem" - pisze tygodnik.
32-letni szef spółki "Scaent Baltic" Jonas Garbaraviczius, którego majątek szacuje się na 134 mln złotych i który zajmuje 23 pozycją na liście najbogatszych Litwinów, wyraża też opinię, że przedsiębiorcy muszą sami bardziej zadbać o swój wizerunek przyczyniając się w większym stopniu do tworzenia dobrobytu społecznego. - Jeżeli tobie się powodzi, podziel się z innymi - mówi Garbaraviczius. Uważa, że należy nie tylko stwarzać miejsca pracy, ale też bardziej udzielać się w projektach charytatywnych.
"Veidas" zaznacza też, że niektórzy litewscy przedsiębiorcy nie chcą ujawniać swego majątku, bo zwyczajnie mają coś do ukrycia, bo "nie wszystkie miliony i miliardy zostały jeszcze wyprane". "Veidas" przypomina, że litewskie ustawodawstwo ciągle zezwala na nieujawnianie składu spółek, a także proporcji podziału akcji. Według obowiązującego prawa, nawet jeśli spółka ma więcej niż jednego akcjonariusza, obowiązkiem jest zgłaszanie informacji dotyczącej tylko jednego z nich. To prawo będzie obowiązywało jeszcze do października.
PAP, arb