Jak wyliczał drugim czynnikiem, "który zdecyduje o tym, co będzie dziać się w polskiej gospodarce, jest to, czy uda się zachować koniunkturę w Europie". - Jeśli te dwie kwestie rozstrzygające o położeniu naszej ekonomii nie będą kształtować się gorzej niż do tej pory, to wzrost w skali roku na poziomie 3 proc., a może nawet nieco więcej, jest jak najbardziej realny - prognozuje Bugaj.
Ekonomista uważa, że wzrost deficytu budżetowego przyczynił się do wsparcia popytu. - Politycy rządowi narzekają na wysokie wydatki sztywne, ale to właśnie one zdecydowały, że tak skutecznie zadziałały automatyczne stabilizatory koniunktury. W czasie recesji bowiem nie tylko spadają przychody budżetu, ale również rosną niektóre wydatki publiczne, i to w większym stopniu w czasie normalnej koniunktury. (...) U nas skala tego wsparcia poprzez deficyt była większa niż gdzie indziej - wyjaśniał.
Jak dodał w Polsce "mieliśmy stymulację poprzez wzrost deficytu". Dopytywany, czy 7-procentowy deficyt okazał się zbawienny dla polskiej gospodarki, Bugaj odparł: "polska gospodarka uzyskała duże wsparcie właśnie dzięki zwiększeniu deficytu sektora finansów publicznych". - Ale poza tym ciągle mamy znacznie niższy kurs złotego w porównaniu do 2008 r., czyli do sytuacji sprzed kryzysu. To bardzo sprzyja eksportowi. Ważne jest również to, że znów szybciej zaczęły rozwijać się Niemcy - wyliczał.PAP, ps