W 2007 r. prokuratura postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków dwóm byłym wiceministrom skarbu Dariuszowi W. i Przemysławowi M. oraz byłemu dyrektorowi departamentu prywatyzacji i jego zastępcy. Podejrzani, którym groziło do 10 lat wiezienia, nie przyznawali się do zarzucanych im czynów, wskutek których - zdaniem prokuratury - państwo miało stracić ok. 42 mln zł.
W czerwcu 2009 r. śledztwo umorzono. Opierając się na opinii biegłych, prokuratura uznała, że nie ma dowodów na przestępstwa urzędników. NIK odwołała się do Sądu Okręgowego w Warszawie, który we wrześniu 2009 r. utrzymał w mocy postanowienie o umorzeniu. Sąd nie podzielił opinii NIK, że opinia biegłych będąca podstawą umorzenia była niepełna. Kochanowski (który zginął 10 kwietnia w katastrofie smoleńskiej) złożył kasację do SN, wnosząc, by SO raz jeszcze zajął się sprawą i ocenił sprzeczności w dwóch opiniach biegłych, jakimi dysponowała prokuratura.
We wtorek trzech sędziów SN uznało kasację za "oczywiście bezzasadną". W uzasadnieniu sędzia Henryk Komisarski powiedział, że SO w stopniu dostatecznym odniósł się do zażalenia NIK i nie mógł wykroczyć poza jego zarzuty. Sędzia dodał, że zarzut kasacji RPO - by SO nie ustosunkował się do twierdzeń NIK o niewyjaśnienie sprzeczności dwóch opinii biegłych ze sprawy - jest chybiony, bo NIK wcale nie stawiał SO takiego zarzutu. Samą decyzję SO o utrzymaniu umorzenia SN uznał za rzetelną.
Obrona podkreślała, że cała sprawa miała podtekst polityczny i miała uzasadniać twierdzenia rządu PiS o rzekome przestępcze "układy" w gospodarce. Ponadto adwokaci argumentowali, że pierwszą opinię - która była podstawą zarzutów - wydali biegli spoza listy biegłych sądowych i bez doświadczenia w rynkach kapitałowych. Sędzia Komisarski podkreślił, że biegli ci przyznali potem w prokuraturze, iż nie mają "dostatecznej wiedzy" w tej kwestii, po czym prokuratura powołała kolejnych biegłych.
zew, PAP