W kantorze w pobliskim przejściu podziemnym też nie ma dolarów, ale pojawia się chętny do sprzedaży rosyjskich rubli. Starsza pani czekająca przed wejściem chce kupić ukraińskie hrywny, których jednak również nie ma. Niedaleko głównego bazaru żywnościowego Mińska, Rynku Komarowskiego, mężczyzna czekający w kolejce w kantorze tłumaczy, że dolary pojawiają się wtedy, gdy ktoś przychodzi je sprzedać, by mieć pieniądze na zakupy. Są to małe sumy - 20-50 dolarów. - Trochę sprzedają - dodaje mężczyzna. W jego ocenie, sytuacja nie zmieniła się jednak w porównaniu z poprzednimi dniami. Mężczyzna wyjaśnia, by zebrać zaplanowane 800 dolarów, zapisał się do kolejki, w której trzeba pojawić się rano i wieczorem. Jego kolej przyszła po dwóch tygodniach. Dziennie do kantoru trafia - według jego kalkulacji - około 1500 sprzedawanych dolarów. W internecie krąży dowcip o trzech stopniach problemów finansowych Białorusinów: pierwszy to gdy nie ma pieniędzy, drugi - gdy zupełnie nie ma pieniędzy, trzeci - gdy trzeba sprzedać dolary.
Media informują, że maksymalny kurs sprzedaży w punktach wymiany wyniósł w Mińsku 5030 rubli za dolara, minimalny - 5000 rubli. Do czasu oficjalnego obniżenia kursów kurs sprzedaży wynosił 4500 rubli za dolara, ale kupić go po tej cenie było bardzo trudno. Na czarnym rynku kurs był przeciętnie o tysiąc rubli wyższy. Trwający od miesięcy deficyt walut jest poważnym problemem dla białoruskiej gospodarki, która w znacznym stopniu jest zależna od importu - części, materiałów i importowanych produktów. Władze próbują uregulować sytuację, ubiegając się o kredyt od kierowanej przez Rosję Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej (EaWG). Jednym z kroków mających ustabilizować rynek walutowy była dewaluacja rubla.
PAP, arb