Spór koncentruje się na planach reformy emerytur, które - jak mówi rząd - stały się niezrównoważone, bo ludzie żyją dłużej. Ministrowie utrzymują, że obecne emerytury są także niesprawiedliwe w stosunku do sektora prywatnego, w którym pracownicy później odchodzą na emeryturę i otrzymują mniejsze wypłaty.
Według związków rządowe plany oznaczają, że ludzie będą musieli pracować dużej i płacić więcej na marniejsze emerytury, które mają być oparte na przeciętnej zarobków, a nie wysokości końcowej pensji. Reforma miałaby wejść w życie w czasie, kiedy w sektorze publicznym bardzo dużo osób straciło pracę, i po dwuletnim zamrożeniu wysokości uposażeń.
Szef związku zawodowego Unison, Dave Prentis, ostrzegł, że około 1,2 mln członków związku w szkołach i służbie zdrowia może przystąpić później w tym roku do strajku. Serwotka podkreślił, że strajk jest tematem rozmów przedstawicieli ich związków z największym w Wielkiej Brytanii związkiem Unite. - Rząd powinien zrozumieć, że to będzie narastać coraz bardziej i bardziej. Nikt z nas nie chce być tutaj w październiku i rozmawiać o 4 milionach strajkujących - ostrzegł. Według niego zapowiadany strajk będzie pierwszą taką skoordynowaną akcją z wielu i jeśli nie przyniesie rezultatu, może to oznaczać, że w październiku od pracy odejdą cztery miliony ludzi.
Koalicyjny rząd zapowiadał wprowadzenie planów awaryjnych, by poradzić sobie ze strajkami, i sugerował, że rozważy zaostrzenie przepisów związkowych. Kolejne rozmowy między związkowcami a rządem zaplanowano na 27 czerwca, ale Serwotka uważa, że jak dotąd negocjacje były "farsą". - Nic nie wskazuje, by rząd zastanawiał się po tych rozmowach. Na każdym spotkaniu mówią nam, że nie pójdą na kompromis - poinformował.
PAP, arb