Analizy prowadzone w Kolumbii Brytyjskiej nie są pierwszym przypadkiem sprawdzania możliwych zależności między szczelinowaniem hydraulicznym a trzęsieniami ziemi. Na początku marca w amerykańskim stanie Arkansas władze nakazały firmom wydobywczym zaprzestanie stosowania metody szczelinowania, czyli tłoczenia mieszanki wody z chemikaliami do odwiertów, w związku z tym, że w ciągu poprzedzającego zakaz półrocza stwierdzono setki wstrząsów na terenach eksploatacji.
Sprawa wstrząsów sejsmicznych to niejedyne problemy eksploatacji gazu łupkowego w Kolumbii Brytyjskiej. Wydobycie budzi protesty farmerów, którzy skarżą się na pojawiające się problemy zdrowotne i domagają się wszczęcia rządowego dochodzenia w tej sprawie. Telewizja CBC cytowała osoby, które zaczęły mieć problemy z płucami, ze wzrokiem czy też zatruły się gazem. Farmerzy zwracają uwagę, że nie istnieje żaden system ostrzegania. Wsparcia udzielają im lekarze, którzy podkreślają, że nie da się określić rzeczywistej skali zagrożeń bez sprawdzenia, jak wycieki gazu czy chemikalia używane w procesie wydobycia wpływają na jakość powietrza i wody.
Szczelinowanie hydrauliczne, czyli wydobywanie m.in. gazu łupkowego za pomocą wpompowywania pod ziemię mieszanki wody, piasku i chemikaliów, która powodując pęknięcia w skałach wypycha gaz do góry, jest obecnie na etapie pierwszych prób w Polsce. Kanada ma dłuższe doświadczenia, które sprawiły m.in., że w prowincji Quebec w marcu wprowadzono moratorium na tę metodę wydobycia. W Quebec, zgodnie z zaleceniami raportu, który stał się podstawą decyzji o moratorium, szczelinowanie hydrauliczne wolno stosować tylko do celów badawczych, a nie przemysłowych.
Rządy kanadyjskich prowincji i rząd federalny będą miały coraz więcej trudności w pogodzeniu interesów wielkich firm z opinią publiczną w sprawie gazu łupkowego. W minionym tygodniu Conference Board of Canada w swoim raporcie ocenił, że w ciągu kilku lat wydobycie gazu łupkowego będzie jednym z zaledwie dwóch opłacalnych przedsięwzięć w kanadyjskim przemyśle gazowym. Z drugiej strony, jak podawał dziennik "Vancouver Sun", niedawny raport niezależnego Pembina Institute zwracał uwagę na konieczność lepszej współpracy rządu z organizacjami ekologów, ze względu m.in. na ryzyko zatrucia wody. Raport podkreślał, że woda pompowana razem z chemikaliami pod ziemię nie powinna potem trafiać do rzek i jezior. Tymczasem problem ścieków poprodukcyjnych w rzekach i jeziorach może stać się zagrożeniem osób mieszkających nad jeziorem Ontario. Jezioro jest źródłem wody pitnej dla ok. 9 mln osób, w tym dla 2,5 milionowego Toronto. Kanadyjskie media podały, że amerykański stan Nowy Jork rozważa możliwość spuszczania oczyszczonych ścieków po szczelinowaniu hydraulicznym do granicznej rzeki Niagara, płynącej od jeziora Erie do jeziora Ontario, skąd trafiłyby właśnie do jeziora Ontario. Amerykanie bronią się, że projekt jest dopiero na etapie wstępnych rozważań. Niemniej ekolodzy oburzają się, że taki pomysł w ogóle powstał. W istocie zagrożenie dotyczy bowiem nie tylko jeziora Ontario, lecz całego systemu Wielkich Jezior.
PAP, arb