- Kwestia sprzedaży nie jest omawiana. Odrzuciliśmy ją na samym początku. Ten rurociąg nie jest wyłącznie magistralą do przesyłu gazu (z Rosji do UE), dostarcza on także gaz dla naszego kraju - oświadczył Bojko. Zaznaczył przy tym, podobnie jak nieco wcześniej premier Mykoła Azarow, że Ukraina nie szykuje się do wojny gazowej z Rosją. - Nie mamy zamiaru walczyć, nie chcemy konfliktu. Znajdziemy model, który będzie odpowiadał obu stronom - zapowiedział.
Ostatni konflikt gazowy między Ukrainą i Rosją wybuchł na przełomie lat 2008 i 2009. W jego wyniku na dwa tygodnie wstrzymano dostawy błękitnego paliwa z Rosji przez Ukrainę do państw Europy Zachodniej. Obawy przed kolejnym konfliktem są spowodowane deklaracją Bojki z 11 stycznia. Ukraiński minister oświadczył wówczas, że Kijów będzie kupował od Moskwy o połowę mniej gazu niż dotychczas - zamiast przewidzianych w kontraktach 52 mld metrów sześciennych surowca rocznie Ukraina odbierze tylko 27 mld. Plany te wywołały niepokój w Moskwie. Prezydent Dmitrij Miedwiediew dał nawet do zrozumienia, że jego kraj może zrezygnować z przesyłania błękitnego paliwa przez ukraińskie rurociągi. Media zaczęły mówić o możliwości powtórzenia sytuacji sprzed trzech lat.
Ukraińskie władze, które płacą dziś ok. 400 dolarów za 1000 metrów sześciennych gazu, twierdzą, że cena ta jest wygórowana, jednak Rosjanie nie chcą słyszeć o jej zmianie. Ukraina podkreśla, że płaci za rosyjski gaz drożej niż Niemcy i Słowacja, choć jest położona bliżej granic Rosji. Warunki obowiązującego kontraktu zawarto w czasach, gdy premierem kraju była Julia Tymoszenko. Podpisany w 2009 roku kontrakt była premier przypłaciła karą siedmiu lat więzienia. Sąd uznał, że przy zawieraniu umów gazowych z Rosją Tymoszenko dopuściła się nadużyć.
PAP, arb