Piechociński: nie wszędzie fotoradary stoją najszczęśliwiej...

Piechociński: nie wszędzie fotoradary stoją najszczęśliwiej...

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. sxc.hu Źródło:FreeImages.com
- To nie jest kwestia zapału. Przenieśliśmy na grunt Polski doświadczenia francuskie jeszcze prezydenta Sarkozy'ego, kiedy był ministrem jeszcze spraw wewnętrznych. Który wydał wojnę wypadkom śmiertelnym - wyjaśnia w RMF FM przyczyny zwiększania ilości fotoradarów przez koalicję PO-PSL wicepremier Janusz Piechociński.
Pytany, czy to oznacza "zero tolerancji dla wypadków" potwierdza. - Tak jest. I efektem tego był bardzo istotny, przyjazny spadek katastrof w transporcie - twierdzi

- Ja przez ostatnie 10 lat to byłem infrastruktura, bezpieczeństwo ruchu drogowego... I bezpieczeństwo w transporcie było takim moim oczkiem w głowie - przypomina Piechociński. - Mówiłem o tym, że nie tylko kijem, ale i marchewką. W związku z tym mamy tę decyzję o powołaniu systemu ogólnokrajowego, uposażyliśmy stosowne służby krajowe w walce z piratami. Nie wszędzie te fotoradary stoją najszczęśliwiej, np. na granicy Warszawy, na Puławskiej, w środku stoi sobie taki żółty, ładny obiekt - fotoradar miejski - przyznaje.

Jego zdaniem, "jako sposób kontrolowania ruchu musimy znaleźć narzędzie" i przypomina, że "jeden zabity na drogach to jest taki bezpośredni koszt około jednego miliona euro". - Więc jak mieliśmy 7 900 zabitych w 97 roku to policzmy jakie to są pieniądze. Uwaga, wydatki związane z katastrofami w transporcie, wypadkami, a ubezpieczeniami to jest dobrze ponad trzydzieści parę miliardów złotych rocznie. To jest więcej niż połowa wydatków na Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia - konstatuje Piechociński.

mp, RMF FM