Strajk rozpoczyna się w sytuacji kryzysu na rynku naftowym, przede wszystkim z powodu przygotowań do ewentualnej interwencji wojskowej w Iraku, a także - przedłużającego się strajku w Wenezueli, który spowodował już wzrost cen ropy do poziomu najwyższego od dwu lat.
Pracownicy nigeryjskiego sektora naftowego domagają się przede wszystkim podwyżek płac lecz także wypłat zaległych należności, w tym wynagrodzeń za dodatkowe godziny pracy, kosztów podróży itp. W niektórych przypadkach roszczenia przekraczają wysokość rocznych pensji. Związki żądają też reformy systemu zarządzania, zarzucając resortowi ds. ropy niekompetencję, zbiurokratyzowanie i brak skuteczności działania, przede wszystkim w sferze finansów.
Zapowiedziano rozszerzenie akcji strajkowej w połowie tygodnia, jeśli rząd do środy nie podejmie decyzji o podwyżkach. Protest ma rozpocząć się w poniedziałek od blokady terminali naftowych w portach Nigerii. Związki ogłosiły już "mobilizację pracowników" w portach.
Doradca prezydenta Nigerii ds. ropy, Rilwanu Likman zgodził się na spotkanie ze związkowcami 25 lutego - oferta została jednak odrzucona przez organizatorów strajku jako dowód, że rząd nie dostrzega wagi sprawy i gra na zwłokę.
Nigeria wydobywa dziennie niemal dwa miliony baryłek ropy. Sektor w 95 procentach kontrolowany jest przez spółki rządu z głównymi zachodnimi koncernami naftowymi.
sg, pap