To może być trudna zima dla wielu mieszkańców Europy Zachodniej. Gazprom kontynuuje bowiem swój szantaż energetyczny i ogranicza dostawy gazu.
O tym, jak bardzo nieprzewidywalna jest obecnie współpraca z Gazpromem, dobrze świadczą słowa niemieckiego ministra gospodarki Roberta Habecka, który w wywiadzie radiowym powiedział, że „wszystko może się zdarzyć. Może być tak, że gaz znowu popłynie i to nawet więcej, niż poprzednio, a może być tak, że nie popłynie nic”. W taki sposób odniósł się do nadchodzącego terminu ponownego oddania do użytku gazociągu Nord Stream 1, który przechodził dziesięciodniową konserwację. Konieczna była wymiana turbiny, która serwisowana była w Kanadzie. Uruchomienie gazociągu wiązało się więc ze złamaniem sankcji, które nie pozwalają na handel tego typu urządzeniami z Rosją.
Całkowite odcięcie od rosyjskiego gazu jest prawdopodobne
Eksperci oceniają, że istnieje duża szansa na całkowite odcięcie Europy od dostaw gazu z Rosji. Gazprom już zdecydował na wstrzymanie przesyłu do m.in. Polski, Bułgarii i krajów skandynawskich, a w związku z pracami serwisowymi i wcześniejszym zakręceniem gazociągu jamalskiego, także do Niemiec. Rosyjski koncern od początku wojny zmniejszył swój eksport o aż 60 proc.
Gazprom swoje decyzje tłumaczy sankcjami gospodarczymi, które Zachód nałożył na Rosję. Z tego powodu kraje, które otrzymywały surowiec, nie mogły zapłacić za jego odbiór. Również sankcje wpłynęły na opóźnienia w dostawie turbiny niezbędnej do funkcjonowania Nord Stream 1.
Czytaj też:
Szantaż Gazpromu i inflacja. Rynki czekają na decyzję EBC