Obiektywnie idealny smartfon nie istnieje z tego prostego powodu, że każdy użytkownik smartfona oczekuje od niego troszkę czego innego. Nawet jeśli pojawiłby się smartfon, który miałby absolutnie najnowsze podzespoły, najbardziej zaawansowane technologie i wszystkie możliwe bajery, to znalazłyby się ktoś, kto powiedziałby „no fajny, ale przyzwyczaiłem się już do aplikacji kalendarza w swoim”.
Siła przyzwyczajenia jest mocniejsza niż niejeden argument. Znałem nawet faceta, który kupował wyłącznie smartony LG tylko z tego powodu, że przyzwyczaił się do aplikacji poczty i kalendarza. Swoją drogą nie sprawdzałem, czy wszystko z nim ok po tym, jak LG przestało robić smartfony. Dzwoniłem, ale nie odbierał.
Dlatego nie mam zamiaru przekonywać, że Motorola Edge 30 Pro to idealny smartfon, ale wytłumaczę, dlaczego jest on najbliższy mojemu ideałowi.
Na początek podejmę pewne ryzyko i podzielę się opinią, że obecnie wszystkie samartfony są w zasadzie takie same. Tak, nawet iPhone’y. Różnią się trochę układem ikon i może brakiem prawdziwie szybkiego ładowania (nie martwcie się iphone’owcy, już niedługo Unia Europejska wymusi USB-C w iPhone’ach i dostaniecie to, co inni mają od lat), ale poza tym każdy smartfon to kopia kopii z maleńkimi różnicami, którymi producenci próbują przekonać, że są „innowacyjni”.
Motorola oczywiście także wpada w ten trend i ich smartfony nie różnią się specjalnie od innych. Dlaczego więc ten uważam za idealny dla siebie? Chodzi o te maleńkie różnice, które w smartfonach Motoroli ułatwiają mi codzienne korzystanie.
Motorola Edge 30 Pro
Maleńka różnica numer 1: Skaner odcisku palca w przycisku zasilania na boku obudowy. Branża smartfonowa poszła w głupim i zupełnie niepraktycznym kierunku umieszczania skanerów odcisku palca pod ekranem. Przez to, aby odblokować smartfon z takim skanerem, należy najpierw go podnieść lub wyciągnąć z kieszeni, spojrzeć na ekran i trafić kciukiem w czytnik, a i tak nie gwarantuje to 100-procentowej celności.
Na początku mieliśmy Touch ID Apple i jego kopie u całej reszty, dzięki czemu skaner odcisku znajdował się na dolnej ramce smartfona. Był to dobry system, ale ograniczał powierzchnię ekranu. Aby ją powiększyć, branża wymyśliła (nie wiem, kto był pierwszy), żeby przenieść skaner na plecy smartfona. Była to najlepsza lokalizacja, bo nie ograniczała powierzchni wyświetlacza, a skaner można było łatwo wyczuć palcem bez patrzenia na smartfon, np. gdy znajdował się jeszcze w kieszeni.
LG poszło nawet o krok dalej i w modelu G8 pozwoliło na ograniczone sterowanie smartfonem przez „głaskanie” skanera (np. rozwijanie paska powiadomień). Niestety, zanim Koreańczycy mogli rozwinąć ten pomysł, to poszli za tłumem i przenieśli skaner pod ekran. A potem całkowicie zwinęli biznes smartfonów.
Drugim najlepszym miejscem dla skanera jest boczna ramka smartfona, na co jako pierwszy wpadło prawdopodobnie Sony. Takie rozwiązanie jest właśnie w Motoroli Edge 30 Pro. Gdyby jeszcze udało się tam wcisnąć dodatkowe funkcje, jak w LG G8 to byłoby idealnie. Tak jest tylko prawie idealnie.
Maleńka różnica numer 2: gesty Moto. Motorola ma w swoich smartfonach opcje włączenia gestów Moto, które w pomysłowy sposób pozwalają uruchomić funkcje smartfona poprzez odpowiednie jego potrząśnięcie. Lista gestów Moto jest dość krótka i składa się z dwóch (słownie: dwóch) gestów. Pierwszy przypomina ruch wykonywany podczas przekręcania klucza w zamku i uruchamia aparat fotograficzny. Drugi przypomina natomiast ruch nadgarstka podczas uderzenia lotki rakietą do badmintona i uruchamia latarkę. Oba gesty należy wykonać szybko dwukrotnie, aby uruchomić odpowiadającą im funkcje.
Na początku mojej przygody ze smartfonami Motoroli byłem przekonany, że to jeden z tych bajerów, którym producent próbuje się wyróżnić na tle konkurencji. Jednak szybko przyzwyczaiłem się do tego ułatwienia i teraz ciężko przesiąść mi się na smartfon bez nich.
Maleńka różnica numer 3: minimalna nakładka systemowa. Każdy smartfon z Androidem dostaje w „prezencie” dodatkowe aplikacje, funkcje i elementy graficzne od swojego producenta. Jeden producent doda tylko od siebie kilka małych fragmentów, inny zaprojektuje od zera własny „system”, zastąpi domyślne aplikacje swoimi i doda jeszcze garść zupełnie nowych.
W przypadku takich smartfonów, pierwsze, co jestem zmuszony zrobić po uruchomieniu urządzenia po raz pierwszy, to spędzić pół godziny wyłączając i odinstalowując najróżniejsze „centrale gier i rozrywki”, aplikacje do monitorowania zdrowia i samopoczucia, aplikacje pogodowe, z kursami walut, z filmami, muzyką, aplikacje z innymi aplikacjami i tak dalej. A i to nie zawsze jest gwarantem, że jakaś zupełnie nieznana i niepotrzebna mi aplikacja nie zjada mi w tle baterii i transferu danych.
Motorola stosuje w swoich smartfonach minimalnie zmieniony system Android. Od siebie dodaje aplikację aparatu fotograficznego, widget zegara i gesty Moto. I to praktycznie wszystko. Nie twierdzę, że jest to najlepsze rozwiązanie dla każdego, ale mi oszczędza kilkadziesiąt minut ustawiania smartfona pod siebie i niespodzianki w postaci nieznanych aplikacji.
Tak, te trzy drobne różnice sprawiają, że smartfony Motoroli najbardziej przypadają mi do gustu. Łączy je podstawowa cecha: każda z różnic ogranicza moją interakcję ze smartfonem i pozwala wykonać akcję o jedno lub dwa kliknięcia czy ruchy szybciej. Uważam, że to urządzenie jest dla mnie, nie ja dla urządzenia i zawsze wybiorę te, które będzie wymagać ode mnie, jak najmniej czynności.
Poza tym Motorola Edege 30 Pro wyposażona jest we wszystkie elementy i technologie, które powinien zawierać flagowiec: najnowszy procesor (Snapdragon 8 gen 1) i 12 GB RAM dla superszybkiego i płynnego działania, wyświetlacz OLED i głośniki stereo dla jak najlepszego oglądania filmów (jak na możliwości smartfona) oraz bezprzewodowe i szybkie ładowanie (dołączona ładowarka 68 W ładuje do 50 proc. w 15 minut).
Na końcu warto byłoby powiedzieć kilka słów o aparacie fotograficznym. Jest to bowiem główny punkt w wyścigu producentów smartfonów. O aparatach fotograficznych nie lubię jednak pisać, bo rozmiary matryc, liczba pikseli, jasności obiektywów, przysłony i ogniskowe nic mi nie mówią. Za to pokażę zdjęcia, które zrobiłem Edge 30 Pro. Niech one przemówią za aparatem.
Galeria:
Motorola Edge 30 Pro
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.