Pewnie kiedyś wydawało się wam, że macie pod górkę. A zastanowiliście się, jak się czują ludzie w Wolfsburgu? Najpierw Hitler wymarzył sobie tam fabrykę i zbudowali ją z charakterystyczną dla faszystów gigantomanią. Potem Amerykanie wykryli, że oszukują na spalinach. A na koniec Robert Lewandowski w dziewięć minut strzelił ich drużynie pięć bramek i już na zawsze przejdą do historii właśnie jako worek treningowy polskiego napastnika. No więc oni to dopiero mają ciężko. Zwłaszcza gdy patrzą, jakie straty ponosi firma, w której pracują. Oni już wiedzą, że podwyżek nie będzie. I to przez lata. Gdy się żyje z takim bagażem, nie jest łatwo wymyślić ekscytujący samochód. To znaczy w ogóle nie jest łatwo, ale w tej sytuacji to szczególnie trudno. A gdy się jeszcze bierze na warsztat vana, to już zadanie wyjątkowe. Na pierwszy rzut oka Volkswagen Sharan jest w porządku: elegancki z zewnątrz – o ile to w ogóle możliwe w przypadku vanów, przestronny wewnątrz: między przednimi fotelami i tylną kanapą jest tyle miejsca, że młodzi pasażerowie mogą spokojnie chodzić, a po rozłożeniu trzeciego rzędu siedzeń zostaje jeszcze trochę bagażnika. Kanapa składa się z trzech niezależnie ruchomych foteli, co jest przydatne zwłaszcza przy mniejszych dzieciach. Wnętrze też zachęca: ze skórzanej jasnej tapicerki szybko zmywa się brud, a boczne drzwi zamykane są za pomocą elektrycznych siłowników, co nie tylko zabezpiecza przed wypadnięciem dzieci z auta, gdyby trzasnęło się niezbyt mocno, ale daje im dużo satysfakcji z zamykania i otwierania pojazdu. Zaletą Sharana jest też to, że boczne drzwi można otworzyć i zamknąć kluczykiem, będąc kilkadziesiąt metrów od samochodu. Tym walorom auta rodzinnego trudno zaprzeczyć, ale w Sharanie przyjemnie się jedzie wszystkim poza kierowcą. Auto prowadzi się dość trudno – jest mało zwrotne i, mimo mocnego 150-konnego silnika Diesla, nie pracuje zbyt płynnie. Ma się wrażenie, że dopiero po wrzuceniu piątego biegu zaczyna się zachowywać tak, jak wymyślili to sobie konstruktorzy. Tyle że piątkę i szóstkę wrzuca się najczęściej, kiedy się jedzie w dłuższą trasę, a dzieci wozi się wszędzie, nie tylko na rodzinne spotkania. Zaskakujące jest też spalanie. Jeśli nie jeździ się jak pensjonarka, to auto na setkę spali ponad dziewięć litrów. Z pełnym obciążeniem około dziesięciu. Jak na samochód takich rozmiarów to jednak dużo przy silniku na olej napędowy. Nie znamy polityki cenowej koncernu z Wolfsburga po katastrofie z pomiarem spalin, ale na razie trzeba za niego zapłacić – przynajmniej w wersji testowej – ok. 150 tys. zł.
Więcej możesz przeczytać w 45/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.