Zaintrygowało, znudziło, znów zachwyciło. Jakie w końcu jest to Diablo IV

Zaintrygowało, znudziło, znów zachwyciło. Jakie w końcu jest to Diablo IV

Screen z gry Diablo IV
Screen z gry Diablo IV Źródło:Diablo IV / Blizzard Entertainment
Można już otrzeć krew z twarzy i złapać oddech. Demony pokonane, zło przepędzone, kampania odbębniona. Przeszedłem Diablo IV w tym pierwszym, najbardziej podstawowym rozumieniu. Jako doświadczony wojownik wiem jednak, że zło nigdy nie zniknie całkowicie, a odgłosy walki cichną tylko na moment, by po chwili wrócić z taką samą siłą.

Najnowsza odsłona serii Diablo z pewnością była jedną z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Otwarte beta testy jeszcze zaostrzyły apetyty graczy na ten tytuł. Znajomi byli zachwyceni i na tydzień przed startem praktycznie codziennie pisali o Diablo IV. W takich warunkach trudno nie poddać się tej fali. Hype mi się udzielił, byłem gotowy na przyjęcie swojej dawki hack and slasha – rąbania i siekania hord przeciwników.

Miłe Diablo początki

Gra przywitała mnie licznymi przerywnikami filmowymi, krótkim wprowadzeniem i szybko przeszła do rzeczy. Podobało mi się, że cutscenek nie było za dużo, ale też nie pominięto ich całkowicie. Twórcy znaleźli balans, przynajmniej jeśli chodzi o moją cierpliwość. Poczułem klimat Diablo, ale też bez przesadzonego gadania mogłem przejść do tego, co lubię w nim najbardziej. Niszczenie oponentów było przyjemne, dawało odczucia podobne jak w Diablo II.

Podobało mi się też, że od samego początku mogłem wybierać z dużej puli przedmiotów i cały czas ulepszałem swój ekwipunek. Po 30. poziomie wypadło nawet sporo legend, więc mogłem odpowiednio ukierunkowywać swój build i tworzyć całkiem mocne kombinacje. Trochę mniej wciągała mnie z czasem historia, ale nadal mniej więcej śledziłem jej bieg. Może trochę za bardzo rozproszyły mnie misje poboczne. Chyba lepiej byłoby za pierwszym podejściem skupić się na głównym wątku.