Pierwsze wrażenia po starcie Diablo IV. Jest dobrze, ale czy kiedykolwiek będzie idealnie?

Pierwsze wrażenia po starcie Diablo IV. Jest dobrze, ale czy kiedykolwiek będzie idealnie?

Lilith. Grafika promująca Diablo IV
Lilith. Grafika promująca Diablo IV Źródło:Diablo IV / Blizzard Entertainment
Po pierwszych kilku godzinach z Diablo IV wiemy jedno: jest lepiej niż w D3, ale nadal nie tak dobrze jak w D2. I chyba trzeba się z tym wreszcie pogodzić - w tym gatunku po prostu więcej nie da się wymyślić. A jeśli nawet skądś nadejść miałoby jeszcze coś nowego, to raczej kierujcie swój wzrok w stronę POE.

Wydane w 2000 roku Diablo 2 było grą, która przez wielu graczy wspominana jest z olbrzymią nostalgią, a dla innych nadal stanowi wzór doskonałości dla gatunku hack and slash. Nawet jeśli późniejsze Path of Exile robiło wszystko lepiej i na większą skalę, to i tak sam zdecydowanie wybrałbym D2.

Tamtą grę pokochaliśmy za mroczny klimat, ciekawą historię, idealnie dopasowaną grafikę, szaloną grywalność, tysiące przedmiotów do wyekwipowania, różnorodność umiejętności do wyuczenia, niekończący się endgame i wiele, wiele innych.

Diablo IV przywróci blask tej serii?

Diablo IV ma wszystkie te elementy, nawet jeśli kwestię endgame'u zapiszemy tu trochę na kredyt. Brakuje tylko jednego: to my nie jesteśmy już tak młodzi i niewinni, by ponownie dać się opętać tym demonom. Nie oczarują nas mechaniki, które od 23 lat nie zmieniły się niemal wcale. Nie pochłonie system walki, bardzo konserwatywny jak na dzisiejsze standardy.

Gracze pamiętający Diablo 2 odnajdą się w czwórce od razu. Jestem prawie pewien, że im się spodoba. Ale to po prostu nie będzie to samo: nie mamy już tyle czasu ani zdrowia na granie, nawet jeśli wzięliśmy urlop specjalnie na tę premierę i kupiliśmy zgrzewkę energetyków.

Być może jednak niektórzy znajdą w sobie ten głód potrzebny, by grindować kilkadziesiąt czy kilkaset godzin po legendarne przedmioty. Kto wie, może sam jeszcze się nakręcę, bo hype na ten tytuł jest ogromny. Choć główna premiera dopiero 6 czerwca, już wczoraj prawie cały Twitch zasypany był streamami z D4.

Diablo IV zrywa z estetyką Immortala. Prawie

Znajomi, którzy grali w betę, zdążyli jeszcze przed premierą doprowadzić kilka postaci do 25 poziomu. Może więc to tylko ja mam opory przed zanurzeniem się w tym świecie. A przecież historia spodobała mi się już od pierwszego filmu, wprowadzającego w historię uwolnienia Lilith. Doceniłem też zagranie scenarzystów z samego początku fabuły. Kampania singlowa zapowiada się co najmniej ciekawie.

Podoba mi się powrót do surowej estetyki, choć rażą niekiedy elementy żywcem przeniesione z Diablo Immortal czy trójki: wielkie, „odpustowe” znaczniki, brzydkie ramki z podpowiedziami, czat po lewej stronie ekranu. Będę to jeszcze dopasowywał, żeby nie psuć sobie zabawy, ale lekki niesmak pozostaje.

Nie spodobała mi się też mapa podręczna i ogólne wrażenie związane z questami. Za bardzo przypominają grę Lost Ark, która była jedną z najgorszych, w jakie grałem przez ostatnie miesiące. Dla odmiany doceniam design przeciwników, zwłaszcza elitarnych czy bossów. Wreszcie ma znaczenie pozycjonowanie się, choć nadal jest to kwestia... „uproszczona” względem innych gatunków gier.

Walka w Diablo nadal cieszy

Diablo z założenia ma być jednak rozrywką odprężającą, dającą poczucie siły u bohatera i wytchnienie po bardziej wymagających intelektualnie i zręcznościowo tytułach. Nasz barbarzyńca ma wbijać się w hordy wrogów, a czarodziej mielić kolejne fale demonów potężnymi zaklęciami. Tak właśnie jest na najłatwiejszym poziomie trudności, więc zalecam go wszystkim, którym nie chce się drżeć o każą miksturę uzdrawiającą i stawać na głowie w celu uniknięcia każdego ataku.

Rozpisałem się, jakbym grał już setki godzin, kiedy w rzeczywistości nie mam za sobą nawet pierwszej doby. To pokazuje jednak, że „czwórka” wchodzi w głowę i nie daje o sobie łatwo zapomnieć. Wywołuje wspomnienia, zmusza do pewnych przemyśleń. Może jeszcze się z nią dogadam i za kilka dni będę tu wypisywał same pochwały pod jej adresem.

Tymczasem wracam do pracy, bo do 21:00 jeszcze sporo czasu i jakoś trzeba dotrwać. Później chwytam za topory i lecę testować swój chaotyczny build pod furię. W kolejce czeka przecież jeszcze ulubiony nekromanta i bardzo przyjemny ponoć „rogal”. Zanosi się na dużo grania. „I will cleanse this wilderness”.

Czytaj też:
Najnowsza z najstarszych „strzelanek”. Dla kogo jest remake legendarnego System Shock?
Czytaj też:
Jak „Cyberpunk: Edgerunners” wypada przy „Arcane”? Porównania nie dało się uniknąć

Źródło: WPROST.pl