Na „Baldurach” wychowały się całe pokolenia graczy, m.in. autor tego tekstu. Dla wielu była to pierwsza styczność z klasycznymi grami RPG, o całe lata wyprzedzająca sesje z kartką, ołówkiem i kostkami – dla autora tego tekstu również. Tak jak w przypadku innych kultowych tytułów, liczni drżeli przed kontynuacją i obawiali się nadszarpnięcia dobrego imienia serii. I tu nie byłem wyjątkiem.
Nie brakowało złych przykładów. W końcu trzecia część Half-Life, Dungeon Keeper czy Team Fortress nigdy się nie ukazała, na powrót Duke Nukem nie warto było czekać, a solidny lecz pozbawiony „tego” klimatu trzeci Max Payne przeszedł niemal bez echa. O kolejnych przepoczwarzeniach Settlersów mało kto pamięta, o Gothicu 3 fani nawet nie chcą rozmawiać. Nie bez powodu ciągle żywe są też „Herosy” 3, a nie wzbudzające kontrowersje kolejne części serii. Średnio udane próby dorównania Diablo 2, Mass Effect: Andromeda, odchodzące w zapomnienie Quake, Unreal Tournament, Medal of Honor... Długo by wymieniać.
Baldur's Gate 3 spełni nadzieje graczy?
Przyznajmy, po ponad dwóch dekadach czekania na Baldur's Gate 3 można było nabrać nieco wątpliwości. Nawet jeśli uspokajał nas fakt, że za grę wzięli się doświadczeni w gatunku RPG ludzie z Larian Studios, to mogliśmy się obawiać, że zrobią oni Divinity: Original Sin 3 zamiast BG 3. Powiecie, że proces tworzenia był transparentny i cały czas pokazywany w formie wczesnego dostępu? Dobry argument, ale akurat nie chcąc zdradzać sobie zarysu fabuły czy nawet jednej misji pobocznej, nie zdecydowałem się na przedpremierowy zakup.
Powrót do Wrót Baldura powrotem w czasie
Czekałem do ostatniej chwili i... o rany, było warto. Pewnie zresztą wiecie to już ze streamów, vlogów i relacji znajomych. Baldur's Gate 3 trafia w dziesiątkę, przekonuje wątpiących i dokonuje niemożliwego – cofa nas w czasie do radosnych chwil, spędzanych przy pierwszych dwóch częściach.
Grając od czwartkowego wieczoru do późnych godzin niedzielnych niemal nie robiłem przerw. To było jak za dawnych lat, kiedy w wakacje liczyła się tylko fantastyczna przygoda: czy to z książek Tolkiena, Martina, Sapkowskiego; czy to z płyt CD z Baldur's Gate, Icewind Dale lub Neverwinter Nights. Tak kompletnego zanurzenia w świecie fantasy nie miałem już od wielu lat.
Więcej nawet, sprawdziło się jedno z moich nieśmiałych marzeń – dostałem przeniesioną na PC czystą rozgrywkę Dungeons and Dragons. BG3 to najlepsze jak dotąd przekonwertowanie odczuć z „papierowych erpegów” na cyfrowe warunki. Wolności wyboru i opcji dla gracza jest tutaj tak dużo, że czasem aż karciłem się za brak wyobraźni. Co chwilę łapię się tu na tym, że muszę porzucić schematy myślowe gracza komputerowego i spróbować czegoś, co zrobiłbym jako osoba siedząca przed żywym mistrzem gry.
Pierwsze momenty w Baldur's Gate 3
Oczywiście, to dopiero 36 godzin rozgrywki. Nie udało mi się nawet wyjść poza pierwszą większą lokację. Zaglądam pod każdy kamień i rozmawiam z każdym żywym (i każdym nieżywym) organizmem. Ślimaczę się okropnie, a przy tym dostrzegam, że nie wykorzystuję i tak pełni możliwości gry i swoich postaci. Już teraz wiem zresztą, że będę podchodził do kampanii po raz kolejny: zarówno solo, jak i w kooperacji ze znajomymi. Bohaterów i interakcji jest po prostu za dużo na jedno podejście.
To dla mnie dopiero początek przygody z Baldur's Gate 3, a już zakochałem się w świetnych postaciach pobocznych. Przyciągają mnie ich historie, animacje, sposób wysławiania się. Grafika jest po prostu piękna i co ważniejsze, nie ma sprawia problemów z płynnością. Muzyka stanowi nie tylko tło, ale często wybija się na pierwszy plan, przyciąga nas jakością wykonania.
Walka jest za każdym razem wciągająca i wymagająca. Nawet kiedy już podbiję nieco poziom drużyny, by nie męczyć się zbytnio z trudniejszymi przeciwnikami, po chwili spotykam jeszcze mocniejszych. Często jednak wcale nie muszę walczyć, bo akurat wybrałem postać obdarzoną charyzmą i z dyplomatycznymi inklinacjami. Świetne wrażenie robią przy tym rzuty kośćmi, które nie tylko symbolicznie przypominają o korzeniach gatunku, ale też są po prostu emocjonujące i satysfakcjonujące.
Kto pamięta o Hogwart's Legacy i Diablo IV?
Cały czas upominam się, by nie popadać w przesadny optymizm. To dopiero początek gry, poczekajmy do tytułowych Wrót Baldura, do jednego z tysięcy możliwych zakończeń. Zastanawiam się jednak, jak można zepsuć to wrażenie? Bugów jest tu jak na lekarstwo, a w nielicznych przypadkach pomaga zapis i wczytanie gry w tym samym miejscu. Poprosiłem nawet o pomoc znajomych i z kilku osób minusy wskazała zaledwie jedna, mówiąc o... 4-osobowej drużynie i turowej walce.
Grałem w tym roku w nowego Harry'ego Pottera, spędziłem też sporo godzin przy Diablo 4. Zahaczyłem o kilka innych dużych premier i na ten moment nie widzę konkurenta dla Baldur's Gate 3 do tytułu gry roku. I piszę to już teraz, na podstawie zaledwie tych kilku dni grania. 36 godzin w drodze do Wrót Baldura dało mi więcej radości niż cały czas spędzony w Hogwarcie i najnowszej grze Blizzarda łącznie. A przede mną jeszcze tyle do odkrycia!
Czytaj też:
Pierwsze wrażenie z Jagged Alliance 3 było ważną lekcją. Cierpliwość popłaca także w grachCzytaj też:
Niepozorna gra podbiła moje serce. Jak tekstowy RPG sprawił, że odstawiłem Hogwart's Legacy