Dziennikarka Yekaterina Maksimova unika moskiewskiego metra jak ognia, mimo że znacznie utrudnia jej to poruszanie się po rosyjskiej stolicy. W ubiegłym roku uczestnicząca w protestach aktywistka została bowiem zatrzyma aż pięć razy. Jak tłumaczyli jej policjanci, „zareagował na nią” zaawansowany system kamer z rozpoznawaniem twarzy. Pracujący w metrze funkcjonariusze często sami nie wiedzieli dlaczego.
Rosyjskie społeczeństwo jest obecnie trzymane pod butem z wykorzystaniem całkiem zaawansowanej technologii. Niektórzy nazywają to „cybergułagiem” stworzonym na zlecenie prezydenta Władimira Putina.
Rosyjski cybergułag – kamery, szpiegostwo obywateli i więcej
Wspomniany system kamer rozpoznających twarze – Orwell – istnieje w Moskwie co najmniej od 2018 roku. Władze z powodzeniem wykorzystywały ponad 250 000 urządzeń już w 2020 r. Odnajdywano tak osoby łamiące kwarantannę COVID-19.
W 2021 roku kamery miały się świetnie sprawić w czasie protestów związanych z aresztowaniem Aleksieja Nawalnego. Teraz służą zaś m.in. do odnajdywania osób uchylających się od poboru do wojska oraz protestujących przeciw władzy.
Eksperci wskazują, że przez wiele lat Kreml był dość obojętny wobec nowych technologii. Miało się to zmienić po głośnych protestach z 2011-12 roku, które były organizowane głównie w internecie. Od tego czasu władze kraju coraz ściślej monitorują sieć i inne sposoby komunikacji.
Nowe prawa pozwoliły regulatorom na blokowanie wielu niewygodnych stron internetowych. Kolejne zmiany zobowiązały operatorów komórkowych do przechowywania historii połączeń czy wiadomości wysyłanych przez obywateli – tak, by służby kraju miały do nich łatwy dostęp. W końcu Rosja ogłosiła, że chce stworzyć własny, „suwerenny internet”. Tytaniczny projekt porównywany jest z siecią komputerową Chin, odciętą od Zachodu potężnym firewallem.
Aneksja Krymu i wojna w Ukrainie wzmocniła rosyjski monitoring
Nagonka w internecie i monitoring social mediów przybrał na sile w 2014 r. – wtedy weszło w życie prawo o „przeciwdziałaniu ekstremizmowi”. Według doniesień popularny serwis VKontakte chętnie współpracuje z władzami kraju. Użytkownicy Facebooka, Twittera, Instagrama czy Telegrama także muszą uważać, co piszą.
Od lutego 2022 roku szpiegowanie własnych obywateli tylko przyśpieszyło. Kolejne zmiany prawne w praktyce zdelegalizowały wyrażanie sprzeciwu przeciw wojnie, co ukrywane jest pod płaszczykiem „przeciwdziałania dezinformacji” i zakazem dyskredytowania rosyjskiej armii.
W ubiegłym roku władze zablokowały przeszło 610 000 stron internetowych. To piętnastoletni rekord. Co więcej, rekordowe 779 osób zostało skazanych za komentarze wypisane w sieci – wylicza broniąca praw w internecie grupa Net Freedoms. Za złe mówienie o wojskowych można dostać karę w wysokości 51,7 tys. złotych. Wpisy mówiące o „powieszeniu Putina” to już siedem lat więzienia. To wszystko prawdziwe wyroki, wydane w maju przez rosyjskie sądy.
Co gorsza, główny regulator mediów i cenzor Rosji – Roskomnadzor – inwestuje w technologię AI. Od lutego działać ma system Oculus AI, który automatycznie poszukuje zawartości łamiącej zakazy władz. System ma analizować blisko 200 000 obrazów dziennie. Ludzki cenzor pracuje ze średnim tempem 200 zdjęć na dzień. Niezależnie powstają zaś już dwa systemy sztucznej inteligencji analizujące wpisy tekstowe.
Czytaj też:
Putin idzie na wojnę z memami. Państwo będzie wyszukiwać i kasować obrazkiCzytaj też:
Rosjanin opisał sen z Zełenskim. Od tego zaczęły się jego problemy