Byli Państwo na spotkaniu z rządzącymi. Coś udało się ustalić?
Tomasz Napiórkowski, prezes Polskiej Federacji Fitness: Widzimy jedno – nie ma pełnej zgody wśród rządzących. Są zwolennicy, którzy uważają, że powinniśmy działać, a z drugiej strony są osoby, które uważają, że powinniśmy być zamknięci. Tutaj nikt nie podał racjonalnych argumentów, dlaczego tak ma być. My chcemy pokazać trochę inny punkt widzenia i wyjść naprzeciw Ministerstwu Zdrowia.
W jaki sposób?
3 miliony użytkowników zostaje uziemionych. To nie jest dobry moment do prowadzenia treningów na zewnątrz. Jest zimno, pada. W tym okresie ludzie przychodzą do obiektów sportowych, żeby właśnie nie zachorować w trakcie treningów. Zresztą nawet w okresie, kiedy można było ćwiczyć na zewnątrz, ok. 40 proc. naszych użytkowników albo osiągnęło poziom nadwagi, albo już weszło w otyłość. Oznacza to, że dopadły ich choroby cywilizacyjne.
Temu winien jest pierwszy lockdown, bo zaburzył on rytm dnia wielu osób, a część z nich siedząc w domach nie pilnowała diety i reżimu treningowego. Otyłość nie pomaga w walce z COVID-em. Osoby mniej aktywne przechodzą tę chorobę o wiele ciężej.
Tutaj jest prosta kalkulacja. Mamy 3 miliony użytkowników i zamykamy ich w domach. Nie wiemy kiedy kluby się otworzą, a jeśli się otworzą, to proces powrotu nie jest natychmiastowy. Ludzie znów muszą się przekonać. Można założyć, że w ciągu miesiąca-dwóch jeden procent utraci swój poziom odporności. To jest 30 tysięcy osób. Jeśli te 30 tys. osób zachoruje na COVID, czy grypę i wyląduje w szpitalu, to czy mamy 30 tys. łóżek w szpitalach? Wyłączenie branży, w której nie było ognisk i nie ma zakażeń może spowodować efekt domina.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.