Hongkong jest jednym z najgęściej zaludnionych obszarów świata – na niewielkim obszarze 1,1 tys. km kw. mieszka ponad siedem milionów osób. Z powodu górzystego ukształtowania tylko 25 proc. tej powierzchni zajęte jest pod zabudowę, a hongkońskie nieruchomości są jednymi z najdroższych na świecie. W efekcie na jednym kilometrze kwadratowym mieszka tu średnio 6,2 tys. osób, a miejscami gęstość zaludnienia dochodzi nawet do 43 tys. osób. Stąd na rynku mieszkaniowym powstało coś, co nazywane jest trumiennymi kabinami, które około 200 tys. osób nazywa swoim domem.
Czytaj też:
Padł światowy rekord ceny za działkę budowlaną. Milion dolarów za metr kwadratowy
Kabiny trumienne to prawdziwe, miniaturowe budynki mieszkalne, o powierzchni nieprzekraczającej 12 m kw. Zdarzają się jednak i takie o powierzchni jedynie pięciu m kw. Tak niewielka przestrzeń stanowi zarówno sypialnię, kuchnię, salon, toaletę i łazienkę. Właściciele tych nieruchomości często uciekają się do nielegalnych praktyk, polegających na dzieleniu „większych” mieszkań na mniejsze, nie tylko przy pomocy pionowych ścian, ale też poziomych „stropów”, które dają dodatkowe piętro. W rezultacie kabiny są tak małe, że mieszkający w nich ludzie nie mogą stać w pionie. Co gorsza, za te skandaliczne warunki trzeba słono płacić: średni czynsz za taką „trumnę” wynosi około 2 tys. dolarów hongkońskich, co odpowiada około 1 tys. zł.
Czytaj też:
Co z wycieczkami do Azji? Zapytaliśmy biura podróży
Nic dziwnego, że ONZ opisał te domy jako obrazę dla ludzkiej godności, a fotograf Benny Lam, który w swojej serii Trapped dokumentował ten sposób życia, napisał na Facebooku: „Wróciłem z sesji zdjęciowej i płakałem”.
Galeria:„Trumienne kwatery” w Hongkongu
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.