Marcin Haber: Panie Prezesie, czy sytuacja, z którą mamy do czynienia jest bezprecedensowa?
Artur Kazienko: Założyłem działalność gospodarczą 30 lat temu. Moja firma wielokrotnie mierzyła się z różnego rodzaju trudnościami, pokonaliśmy wiele kryzysów, ale nigdy nie walczyliśmy z czymś, o czym mamy znikomą wiedzę, która nie pozwala na przewidzenie rozwoju wypadków i zaplanowanie działań w konkretnym czasie. Moja 30-letnia historia to stosunkowo krótki czas, by stawiać tezy, ale z danych historycznych wynika, że ostatnia pandemia o takiej skali miała miejsce w 1918 roku. Więc odpowiedz na Pana pytanie wydaje się oczywista.
Czy z punktu widzenia prowadzenia firmy, da się ją z czymś porównać?
Mamy aktualnie do czynienia z okolicznościami, które porównałbym do prowadzenia biznesu w okresie przygotowań do działań wojennych, kiedy ludność cywilna gromadzi zapasy żywności i chowa się w domach przed nadchodzącym zagrożeniem. Nikt nie myśli o wydawaniu pieniędzy na nic, poza zaspokojeniem podstawowych potrzeb niezbędnych do przeżycia trudnych chwil. Powiedziałbym wręcz, że moja ocena jest ostrożniejsza, niż stwierdzenia niektórych premierów, którzy wprost mówią o wojnie z niewidzialnym wrogiem, który zabija ludzi i unicestwia gospodarki.
Jak obecnie wygląda praca przedsiębiorstwa?
Decyzje o pracy zdalnej naszych dwóch biur przemyskiego i warszawskiego podjęliśmy po pojawieniu się pierwszych przypadków wirusa w Polsce. Biuro warszawskie pracuje zdalnie już od 10 marca. Przemyskie ewakuowaliśmy od rana 16 marca. Aktualnie w przemyskiej centrali rotacyjnie pracuje 5-6 osób, które zapewniają back office dla wszystkich pracujących z domu. Funkcje sprzedażowe w ramach sklepu internetowego pełnią na zmianę dwa zespoły pracujące w systemie zmianowym z półgodzinną przerwą na dokładną dezynfekcję pomiędzy zmianami. O pracy naszych salonów nie muszę pewnie opowiadać, bo jak wiadomo, zostały zamknięte zgodnie z rozporządzeniem i nie prowadzą działalności handlowej.
Czy prace zupełnie się nie zatrzymały...
W związku z tym, że nasz główny kanał dystrybucji, jakim jest siec salonów, nie działa, to znacząca ilość aktywności została wyłączona lub spowolniona. To prawda, że działamy inaczej niż zwykle. Przewidując różne scenariusze, jeszcze zanim pojawiła się informacja o zamknięciu handlu, wszyscy moi pracownicy head office w Przemyślu i w Warszawie, w sumie 130 osób, jednogłośnie zdecydowało się na ograniczenie wymiaru czasu pracy o 20 proc. przy jednoczesnym ograniczeniu wynagrodzenia o 20 proc. To była w pewnym sensie nasza odpowiedz na zmieniające się okoliczności.
Muszę przy okazji dodać, że to był dla mnie bardzo ważny moment. Załoga, widząc i rozumiejąc rozwój sytuacji, stanęła na wysokości zadania. W trakcie ustaleń zostawiliśmy naszych Area Managerów na 100 proc. Okazało się, że zaprotestowali! Zażądali takiego samego potraktowania jak reszta pracowników. Również przeszli na 80 proc. Jestem dumny, że mam szansę pracować z takim zespołem. Mając taki team, wiem, że Kazar będzie mocny i wytrzyma ten kryzys.
Trzeba pamiętać, że najważniejsi w tej wojnie są ludzie. Ich zdrowie i miejsca pracy. Firmy, które postanowiły przyłączyć się do Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług zatrudniają bezpośrednio u siebie i u swoich podwykonawców w sumie około 150 tys. osób. Po pandemii trzeba będzie znaleźć sposób na powrót do normalności. Musimy zrobić wszystko, żeby utrzymać zatrudnienie, bo ludzie muszą mieć pieniądze na życie, muszą też wrócić do stanu sprzed kryzysu.
Jak Pana zdaniem w obecnej sytuacji powinien zachować się rząd?
Ogromna odpowiedzialność spoczywa na przedsiębiorcach, ale jeszcze większa na rządzących. Bez wsparcia i pomocy Rządu upadnie cała branża, czyli polskie firmy, które dzisiaj dają pracę tysiącom ludzi, budowane przez dziesiątki lat, prowadzące ekspansję międzynarodową, eksportujące polską produkcję, rozsławiające Polskę na arenie międzynarodowej. Polskie szyldy wiszą w prawie 100 krajach Europy i świata. Sama firma Inglot zatrudnia ponad 1600 osób, a jest obecna w 70 krajach na 6 kontynentach. Podobnie Reserved, obecna na 25 zagranicznych rynkach i zatrudniająca 28 tys. pracowników, czy firma CCC obecna w 30 krajach, gdzie zatrudnia w sumie 16 tys. pracowników.
Nie możemy dopuścić do unicestwienia całej branży. Wśród członków ZZPHiU nie ma ani jednej firmy, która mogłaby funkcjonować dłużej niż kilka tygodni bez przychodów. Rząd musi nam pomóc w utrzymaniu zatrudnienia poprzez wsparcie finansowe dla całej branży poprzez partycypowanie w pokryciu kosztów wynagrodzeń pracowników za okres nieświadczenia pracy, a także skrócenia czasu pracy z powodu zamknięcia centrów handlowych oraz w okresie wychodzenia z pandemii. Pozbawione obecnie dochodów firmy nie są w stanie wypłacać pensji swoim pracownikom.