Branża gastronomiczna jest jedną z najbardziej dotkniętych pandemią koronawirusa. Z analiz Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej wynika, że nawet jeśli obostrzenia zostaną poluzowane, aż 15 tys. lokali się nie otworzy. Pracę może stracić nawet 250 tys. osób. Tylko w Warszawie w ciągu ostatnich miesięcy zamknęło się kilka znanych restauracji m.in. Secado, Biała, Talerzyki, Tahina, Drukarnia, WuWu czy Madame Szpakoska. O przetrwanie walczy wiele miejsc uwielbianych przez warszawiaków m.in. restauracja Kur&Wino, której właścicielami są Aleksander Sawicki oraz dziennikarz Piotr Najsztub.
Właściciel Kur&Wino: Wytrzymamy jeszcze trzy tygodnie
– Każdy bank odmawia w tym momencie kredytu. Ja mam jeszcze jedną działalność, dlatego dopłacam do restauracji z własnej kieszeni, próbujemy to utrzymać z własnych środków – mówił Sawicki w rozmowie z Money.pl. Restaurator przyznał, że pomoc państwowa była bardzo skromna: otrzymał dwa razy bezzwrotne świadczenie w wysokości 5 tys. zł oraz zwolnienie ze składek ZUS wiosną. Jeden z właścicieli Kur&Wino podkreślił, że próbuje renegocjować czynsz za wynajem lokalu. – Na razie idzie to opornie. Wiosną właściciel zmniejszył opłatę o 15 proc., natomiast od jesieni cena wróciła. Jak tak dalej pójdzie, wytrzymamy jeszcze jakieś trzy tygodnie – ocenił.
Aleksander Sawicki dodał, że restauracja próbuje utrzymać się z możliwości serwowania posiłków w dostawie, ale to nie rozwiązuje problemów finansowych. – Mamy około 25-35 zamówień na wynos na dzień, w weekendy trochę więcej. Ale to i tak za mało, aby się utrzymać. Dziennie dopłacamy średnio około 900 zł, inaczej byśmy padli – powiedział.