Kreml robi wszystko, aby rosyjska gospodarka nie upadła w efekcie nałożonych przez Zachód sankcji. Wszystko, poza przerwaniem wojny na Ukrainie, którą Władimir Putin rozpoczął ponad miesiąc temu. Zaraz po wkroczeniu rosyjskich żołnierzy na terytorium Ukrainy, kurs rubla zaczął gwałtownie spadać. Doszło nawet do tego, że powstały konta twitterowe, które porównywały jego kurs do np. punktów z aplikacji lojalnościowych znanych sieci handlowych.
Rosja próbuje ratować kurs rubla
Sytuacja była zabawna i satysfakcjonująca z punktu widzenia Zachodu, ale na Kremlu rozpoczęło się paniczne ratowanie kursu narodowej waluty. Pierwsze decyzje, które niemal na początku wojny podjął Rosyjski Bank Centralny, było zamknięcie handlu na giełdzie w Moskwie, a także podniesienie stóp procentowych do poziomu 20 proc. Zamknięcie giełdy miało uchronić gospodarkę przed nagłą ucieczką inwestorów poprzez masową wyprzedaż akcji. Od 24 lutego nie są oni w stanie handlować swoimi udziałami w spółkach notowanych w Moskwie.
To jednak dopiero początek działań na rzecz ochrony rubla. Decyzją Kremla, obecnie Rosjanie nie mają możliwości przesyłania pieniędzy poza granicami kraju. Na nowych warunkach muszą działać także eksporterzy. Zostali oni zmuszeni do zamiany 80 proc. swoich przychodów ze sprzedaży towarów na ruble. Przychody w obcych walutach nie mogą przekraczać 20 proc.
Efekty jest tymczasowy
Eksperci zaznaczają, że mimo tego, że działania Rosyjskiego Banku Centralnego, a także dekrety podpisane na Kremlu działają, to są to ruchy antyrynkowe. W momencie, gdy nowe regulacje przestaną działać, należy się spodziewać potężnego osłabienia rubla i zapaści rosyjskiej gospodarki. Obecnie handel przy pomocy rubla odbywa się bowiem na zasadzie przymusu, a nie wyboru.