Handel akcjami WeWork został wstrzymany przed dzwonkiem otwierającym w poniedziałek rano. W tamtym czasie cena akcji spółki wynosiła około 84 centy za akcję. Ogłoszenia upadłości oczekiwano po raporcie „The Wall Street Journal” z 31 października, w którym podano, że firma planuje złożyć odpowiedni wniosek. WeWork podał wówczas, że osiągnął porozumienie z wierzycielami w sprawie przedłużenia 30-dniowego okresu karencji spłatę części swojego zadłużenia do 6 listopada.
Umowa z wierzycielami
W swoim poniedziałkowym ogłoszeniu WeWork poinformował, że zawarł umowę o wsparciu restrukturyzacyjnym z posiadaczami reprezentującymi około 92% jego zabezpieczonych obligacji. Poniedziałkowe ogłoszenie upadłości nie będzie miało wpływu na działalność WeWork poza Stanami Zjednoczonymi i Kanadą.
Firma stwierdziła również, że jej przestrzenie pozostają otwarte i funkcjonują. Dodała jednak, że w trakcie restrukturyzacji „w dalszym ciągu racjonalizuje swój portfel najmu powierzchni biurowych”.
„Teraz nadszedł czas, abyśmy spojrzeli w przyszłość, agresywnie rozwiązując problemy związane z naszymi dotychczasowymi umowami najmu i radykalnie poprawiając nasz bilans” – powiedział w poniedziałkowym ogłoszeniu David Tolley, dyrektor generalny WeWork.
Start-up wart miliardy
W szczytowym okresie firma była wyceniana na 47 miliardów dolarów jako firma prywatna. Jednak w startupie panuje zamieszanie, odkąd jego plany wejścia na giełdę w 2019 r. upadły w wyniku obaw o rentowność firmy i niektórych nieodpowiednich wybryków Neumanna.
Japoński inwestor SoftBank włożył miliardy dolarów w startup z branży nieruchomości i pozostaje jego większościowym udziałowcem. Jednak WeWork nigdy nie przyniósł zysków. Według najnowszych zysków, w pierwszej połowie roku firma straciła 696 mln dolarów.
Od 2019 roku wycena spółki stale spadała. W kwietniu ceny spadły poniżej 1 dolara za akcję, co groziło wycofaniem spółki z giełdy nowojorskiej. W sierpniu WeWork stwierdził, że ma „poważne wątpliwości”, czy będzie w stanie utrzymać się na rynku znacznie dłużej.
Czytaj też:
Do Doliny Krzemowej nie idzie się dla pieniędzy. Oto prawdziwa religia technologicznych guruCzytaj też:
„Dolina Krzemowa znów wynalazła autobus”. Tak proste chłopaki z klawiaturami rządzą światem