Pod koniec października zeszłego roku Ministerstwo Cyfryzacji zaprezentowało długo wyczekiwany projekt Strategii Cyfryzacji Polski. Dokument ma być planem na transformację cyfrową kraju do 2035 r. Projekt jest już po konsultacjach społecznych. Te spotkały się z rekordowym zainteresowaniem. 140 podmiotów zgłosiło prawie 1,4 tys. uwag. Sam dokument na prawie 200 stronach porusza tak wiele wątków, że na początku naszej debaty trzeba było spytać, który z jego elementów jest dla resortu cyfryzacji tym najważniejszym.
Pełnomocnik od ciągłości
Dr Dariusz Standerski, sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji, mówił, że na pierwszy ogień należy wziąć uporządkowanie relacji wewnątrz państwa. – To podstawa, dzięki której będziemy mogli w sposób skoordynowany wdrażać kolejne punkty strategii – dodał. Chodzi przede wszystkim o wzmocnienie roli Komitetu Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji, czyli głównego miejsca w rządzie, w którym zarządzane są projekty informatyczne administracji centralnej.
– Tę rolę chcemy wzmocnić poprzez zmianę Ustawy o informatyzacji, która da solidne ramy prawne do cyfryzacji. Po drugie, chcemy powołać w każdym ministerstwie pełnomocnika ds. informatyzacji, który zapewni ciągłość cyfryzacji państwa. Taki pełnomocnik będzie w ministerstwie niezależnie od zmian w kierownictwie danego resortu. Po trzecie, chcemy przeprowadzić zmiany w zakresie kwerendy wszystkich środków na cyfryzację w Polsce, bo do tej pory tak naprawdę nie wiedzieliśmy, ile Polska w sumie wydaje na cyfryzację – tłumaczył minister Standerski.
Czego zabrakło
A co przedstawiciele biznesu sądzą o nowej strategii ministerstwa? Wszyscy są zgodni, że była ona potrzebna, że jest bardzo ważna, że wyznacza jakiś kierunek. Wszyscy również zwracają uwagę na konsultacje, które odbyły się po prezentacji dokumentu, co jest pewnym novum i dało szansę na zgłoszenie swoich uwag.
Piotr Mieczkowski przyznał rację ministrowi, ze w Polsce brakuje nam koordynacji, że cyfryzacja jest tak naprawdę realizowana w każdym ministerstwie osobno. Ale zaraz potem dodał, że w strategii zabrakło trzech rzeczy. – Spojrzenia na część europejską, warto byłoby dodać wątek jednego rynku. Zabrakło skonsolidowanego budżetu. Trzecia rzecz – zabrakło harmonogramu i projektów – mówił członek zarządu Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji.
Zdaniem Piotra Kowalskiego, obszar, na którym powinniśmy się bardziej w przygotowanej przez ministerstwo strategii skoncentrować, to infrastruktura potrzebna do zbudowania cyfrowej gospodarki.
– Konsultacje tego projektu traktuję jako recenzję pracy naukowej, mającą na celu poprawienie takiego dokumentu, czyli zwrócenie uwagi na obszary, które nie zostały wystarczająco zaadresowane. To, czego mi zabrakło, to większa ambicja. Wszystkie firmy technologiczne, które są liderami i stymulatorami tego rozwoju, myślą w znacznie większej skali. My, jako kraj, powinniśmy też tak zacząć myśleć – mówił Dyrektor Zarządzający Polish Data Center Association.
Karol Skupień, Prezes Zarządu Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej, chwalił ministerstwo za dokument, jednak, jego zdaniem, nie można go jeszcze nazwać strategią, a dobrym początkiem do tego, żeby nad strategią pracować.
– W tym dokumencie są nakreślone problemy, ale nie ma podanych dróg ich rozwiązania. Nie ma sposobów dojścia do celu. Nie ma nawet osób, które miałyby je realizować, nie mówiąc już o środkach– tłumaczył.
Jego zdaniem, resort wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego może mieć duży problem z koordynacją cyfryzacji. A to dlatego, że każde ministerstwo decyduje samo za siebie. – Jeśli na cyfryzację szpitali powstaje fundusz w ministerstwie zdrowia, to minister cyfryzacji nie ma na to wpływu. Jeśli cyfryzujemy rolnictwo, to zarządza tym minister rolnictwa. Mieliśmy takie przykłady, że minister cyfryzacji chciał cyfryzować jakąś gałąź administracji, ale w dyskusji z ministrem odpowiadającym za dany resort, usłyszał „nie” – mówił Skupień.
Jego zdaniem, być może lepsze były czasy, kiedy za cyfryzację odpowiadał premier.
Nie zgodził się z tym Piotr Mieczkowski. – Rynek niezbyt dobrze wspomina czas, kiedy ministrem cyfryzacji był Mateusz Morawiecki, bo jako premier nie miał zwyczajnie czasu na spotkania i rozmowy z rynkiem – odpowiedział członek zarządu KIGEiT. Chociaż dodał, że dobrym pomysłem byłoby utworzenie specjalnej agencji pod premierem zajmującą się cyfryzacją, która nadzorowałaby wszystkie budżety ministerstw na ten cel. Takie rozwiązanie jest obecne choćby w Japonii.
Piotr Kowalski zgodził się, że sam priorytet dla cyfryzacji powinien być ustawiony na poziomie krajowym, bo cyfryzacja nie jest wyzwaniem dla poszczególnych ministerstw, ale dla całego kraju.
Bez legislacyjnego walca
Minister Standerski przyznał, że zapoznał się ze wszystkimi prawie 1,4 tys. uwag do strategii cyfryzacji. – Pamiętam, jak opublikowaliśmy projekt strategii, to pojawiły się słowa krytyki, że zaraz wjedzie walec legislacyjny, że opinia publiczna nie jest wysłuchana, że to już koniec, dokument zamknięty. To też nauczyło wszystkie strony dyskusji, że uwagi w konsultacjach są rozpatrywane, że dokument przedstawiany na początku to nie jest jego zamknięta formuła – tłumaczył.
Na zarzuty dotyczące tego, że dokument opisuje cele i kierunki, ale nie pokazuje, jak je osiągnąć, odpowiedział, że w dalszych pracach w projekt będą wpisane trajektorie oraz źródła finansowania – zarówno te krajowe, jak i europejskie.
Standerski przestrzegał jednak przed wskazywaniem, które konkretnie ministerstwo i zespół ma za co odpowiadać. Powód jest, jego zdaniem, bardzo praktyczny. Przywołał tutaj przykład prac nad wdrożeniem unijnego dokumentu „Droga ku cyfrowej dekadzie”. Pierwsze prace zaczęły się jeszcze za poprzedniego rządu. Zadania były w bardzo szczegółowy sposób rozgraniczone na konkretne ministerstwa. – Poprzedni rząd przekazał ich część Ministerstwu Edukacji i Nauki. Ale kiedy zostało ono podzielone na dwa resorty – Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Nauki, to zaczęły się dyskusje, które zadanie należy do którego ministerstwa. Przez to nad tym jednym dokumentem pracowaliśmy aż 11 miesięcy – tłumaczył.
Światłowód bezpieczny od wojny
W uwagach do rządowej strategii najczęściej pojawiającym się postulatem wychodzącym od przedstawicieli biznesu obecnych na naszej debacie była kwestia infrastruktury. Bez niej, zdaniem naszych rozmówców, cyfryzować się nie da.
Karol Skupień mówił, że w dokumencie poświęcono miejsce dla sieci komórkowych albo infrastruktury satelitarnej, ale bardzo mało powiedziano o infrastrukturze światłowodowej.
– W czasach zagrożenia wojną, to lokalna, bezpieczna, zakopana w ziemi, pod kontrolą polskich przedsiębiorców, rozproszona infrastruktura światłowodowa jest niezwykle ważna. A o tym nie ma ani słowa w strategii. Budowa tej sieci, jej polskość, to naszym zdaniem klucz– mówił prezes Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej.
Jego zdaniem, unijne środki, które Polska dostawała na rozwój polskich firm z tej branży, często szły nie do krajowych, lokalnych przedsiębiorstw, a firm z innych krajów, nawet takich spoza Unii Europejskiej. To zarzut do poprzedniego rządu.
– Powinniśmy dążyć do tego, żeby jak najwięcej infrastruktury było w polskich rękach. Finansowanie zagranicznych firm sprawiło, że w regionie jest coraz mniej fachowców IT. Polskie firmy informatyczne zaczęły znikać. Wiemy, co się stanie na koniec – w blokach startowych już stoją zagraniczne korporacje, które powiedzą tak – jeśli polski rząd ma problem z administracją, to my chętnie weźmiemy dane Polaków na amerykańskie chmury, chętnie wyślemy pracowników wyszkolonych przez amerykańskie służby, żeby zabezpieczyły ich dane. Tego mi brakuje, wzmacniania polskiej gospodarki – opowiadał Skupień.
Czytaj też:
Bez migrantów Polska zacznie się zwijać? Zaskakujące wnioski z debaty „Wprost”
Mapa wstydu
Mówiąc o infrastrukturze, Piotrowi Kowalskiemu zabrakło innego podstawowego elementu, czyli kwestii przetwarzania i składowania danych.
– Kompletnie mi zabrakło elementu związanego z pełną infrastrukturą obliczeniową. Porównując się z Europą, Polska nie jest liderem w tym obszarze. Jesteśmy rynkiem drugiego wyboru. Poniżej 5 proc. wszystkich mocy obliczeniowych w Europie zlokalizowanych jest w Europie i ten trend jest spadkowy. Zwróciliśmy naszą uwagę ministerstwu na konieczność istotnego zaadresowania tego obszaru – mówił dyrektor zarządzający PLDCA.
Piotr Mieczkowski dodał, że musimy przejść transformację energetyczną, bo centra danych stawiały duży wymóg na zieloną energię. – U nas do tej pory jej nie było. Jeśli centra danych czy sztuczną inteligencję mielibyśmy zasilać węglem, to wyglądałoby to niedobrze – tłumaczył.
Kowalski podzielił się w tym temacie jedną z osobistych historii, która nie tak dawno go spotkała. – Miałem przerażające doświadczenie, kiedy uczestniczyłem w konferencji dla inwestorów w centra przetwarzania danych. Pokazano mapę Europy, a na niej Polskę jako ten czarny przykład emisyjności. Padły wtedy słowa mówiące o tym, że nie sugerujemy budowy centrów przetwarzania danych w tym kraju – opowiadał.
Na to odpowiedział Dariusz Standerski. – Polska się dzisiaj dekarbonizuje w tempie najszybszym w Unii. Schodzimy poniżej 50-proc. poziomu udziału węgla, ale z racji tego, że zaniedbania były długoletnie, to znaczące przyspieszenie w dekarbonizacji może być niebezpieczne dla równowagi w dostawach energii. Do każdego polskiego domu w tym roku musi dotrzeć tyle samo prądu, ile rok wcześniej, a w kolejnych latach i więcej. Musimy pamiętać o stabilności systemu – mówił wiceminister cyfryzacji.
Nakręcanie inwestycji
On sam z pokorą przyjmuje wszystkie uwagi do pokazanej w zeszłym roku strategii. Jednak niektóre ze stawianych przed nim wyzwań przekraczają już kompetencje samego resortu. Choćby kwestia inwestycji. – Polska w ostatnich latach notuje niski poziom inwestycji w stosunku do PKB. To mniej więcej 17 proc. Ale jak rozbijemy te 17 proc. na poszczególne sektory, to wyjdzie nam, że państwo inwestuje dużo więcej, a sektor prywatny dużo mniej niż średnia unijna. Rozumiem apele, żeby inwestować w infrastrukturę, telekomunikację, w tym centra danych, ale kiedy mówimy o inicjatywach takich jak na przykład ogłoszony przez Donalda Trumpa Stargate – to musimy pamiętać, że nie są to pieniądze publiczne, a pieniądze prywatnych firm – tłumaczył minister.
Jego zdaniem, w Polsce powoli będziemy dochodzić do granic możliwości nakręcania inwestycji przez państwo.
– Bez odpowiedzi inwestycji prywatnych znajdziemy się w sytuacji, że tych inwestycji będzie dalej za mało. To, czego potrzebujemy w Polsce, to więcej inwestycji prywatnych. Nie można oczekiwać, że z pieniędzy publicznych zostanie zbudowane 100 proc. infrastruktury i nowych technologii. Tak to nie działa na świecie– mówił Standerski.
Piotr Mieczkowski przywołał przykład Stanów Zjednoczonych, gdzie państwo zleca prywatnemu sektorowi duże kontrakty. Choćby w tak newralgicznych sektorach, jak zakup uzbrojenia. – USA kupują je w prywatnych firmach – mówił. Zdaniem wiceministra cyfryzacji, nie tędy droga, bo w przypadku rządowych kontraktów nadal mówimy o publicznych pieniądzach dla prywatnych firm.
Walka o podział świata
Piotr Kowalski tłumaczył, że sektor prywatny nie oczekuje finansowania ze strony państwa dla projektów infrastrukturalnych. – Wnioskowaliśmy o otwarcie się w myśleniu strategicznym, jak ułatwić współpracę państwa z podmiotami prywatnymi, żeby rozwijać infrastrukturę. Wielkie fundusze już w nią inwestują, choćby w tę uważaną do tej pory za najważniejszą, czyli energetykę. Przykład Irlandii, gdzie Google i Microsoft budują sieci wysokiego napięcia, żeby ułatwić sobie tam rozwój – mówił dyrektor PLDCA.
Jego zdaniem, cała Europa musi zrozumieć fakt, że dzisiaj toczy się geopolityczna walka, żeby podzielić świat na indywidualne regiony. Polska w tym wielkim wyścigu nie ma szans jako osobne państwo, ale Europa, jako jedność, takie szanse nadal ma. – To musi być myślenie w kategorii całego kontynentu – apelował Kowalski.
Zdaniem ministra Standerskiego, w wielu przypadkach problemem jest niestety prawodawstwo unijne. – Zgadzam się, że powinniśmy wspierać polskie firmy. Ale nie możemy przekroczyć unijnych norm jeśli chodzi o przetarg. Jeśli zagraniczne firmy zgłoszą swoje oferty, to komisja nie może wybrać firmy tylko dlatego, że jest z Polski – tłumaczył.
Karol Skupień przywołał przy tej okazji przykład wieloletniego faworyzowania na polskim rynku francuskiej firmy telekomunikacyjnej, która jest spadkobierczynią starej polskiej infrastruktury. Zagraniczna spółka nie wpłaca do budżetu państwa opłat z tytułu zajęcia pasa drogowego, pod którym leżą jej kable. – Gdyby właściciel tego budynku, w którym mieści się redakcja „Wprost” ogłosił przetarg na pociągnięcie kabla światłowodowego, to kto by go wygrał? Zapewne właśnie ta francuska firma, bo polska spółka musiałaby przekopać pas drogowy, żeby światłowód położyć w ziemi, zapłacić za to państwu i miastu, a Francuzi mogą korzystać z okablowania, które już mają w kanalizacji i za to nie płacą – tłumaczył prezes KIKE.
Czytaj też:
Zatrudnienie w tych branżach to pewny sukces. Pracowników wciąż za mało
Załapać się na falę
Minister Standerski na sam koniec debaty mówił, że żadna rewolucja technologiczna nie jest zamkniętą księgą. – Mieliśmy w historii ludzkości wiele państw, które były przy jakiejś rewolucji na szczycie, prognozowały dekady dominacji, takim przykładem była Wielka Brytania 150 lat temu i dzisiaj jesteśmy już w zupełnie innym miejscu – mówił.
Jego zdaniem, każda rewolucja otwiera okno do przyspieszonego rozwoju poszczególnych gospodarek. Ta rewolucja technologiczna, którą obserwujemy dzisiaj, zdaniem Standerskiego, jeszcze się nie skończyła. A za pierwszą jej falą przyjdą kolejne fale i kolejne okazje. Żebyśmy mogli mądrze je wykorzystać, to przede wszystkim sektor prywatny i publiczny muszą się mocniej angażować i ze sobą współpracować.
Czytaj też:
Masz PESEL w aplikacji mObywatel? Ministerstwo apeluje o ostrożnośćCzytaj też:
USA nakładają restrykcje na Polskę. Jest reakcja resortu
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.