Zabezpieczenie nowych banknotów przed fałszerzami polegało - według NBC - na umieszczeniu na nich trójwymiarowego paska bezpieczeństwa i wizerunku dzwonu, który zmienia kolor w zależności od kąta padania światła. Okazały się to jednak dla drukarni amerykańskiego banku centralnego zbyt skomplikowane.
Według NBC, w trakcie produkcji banknotów na papierze powstawały drobne zmarszczki, widoczne w postaci białej plamy na twarzy prezydenta Benjamina Franklina. Dopóki FED nie opracuje systemu, za pomocą którego będzie można ustalić, jaka część 100-dolarówek zawiera ów błąd, przechowywane są w kasach pancernych w pomieszczeniach agencji w Waszyngtonie i w Fort Worth (Teksas) w skrzyniach, z których każda zawiera 16 000 banknotów.
Ręczne sprawdzenie banknotów zabrałoby FED od 20 do 30 lat. Eksperci agencji wierzą jednak, że uda się zmechanizować tę czynność, tak aby nie trwała dłużej niż rok. Wadliwe bilety 100-dolarowe pójdą na przemiał. Produkcja zatrzymanej partii studolarówek była najdroższa z dotychczasowych: każdy banknot kosztował ok. 12 centów, dwa razy tyle, co dawne banknoty. Oznacza to, że amerykański rząd wydał na druk całej partii 120 milionów dolarów.
Po to, aby nie zabrakło na rynku banknotów dolarowych, Departament Skarbu USA postanowił na razie wznowić produkcję starych nominałów, z podpisem Henry'ego Paulsona, sekretarza skarbu w rządzie prezydenta George W. Busha.pap, ps