W czwartek rano za wspólną walutę płacono 4,25 zł, za dolara 3,39 zł, a za franka 3,54 zł.
Analityk X-Trade Brokers Marcin Kiepas stwierdził, że okres, kiedy relatywnie dobre nastroje panowały na rynkach, zaczyna przemijać. - Bezpośredniego powodu osłabiania się złotego należy też szukać w wypowiedziach europejskich polityków, szczególnie niemieckich, którzy mówią m.in., że fundusze z ESM i EFSM (europejskie fundusze stabilizacyjne) nie są wystarczające do zażegnania kryzysu - wskazał.
Dodał, że poprawy nastrojów na rynkach finansowych nie przyniesie unijny szczyt, który rozpoczyna się w czwartek.
Podobnego zdania jest główny analityk walutowy DM BOŚ Marek Rogalski, który stwierdził, że czwartkowe osłabienie złotego jest skutkiem utraty nadziei przez inwestorów, że unijny szczyt przyniesie jakieś rozwiązania.
- Widać, że nie ma pomysłu, jak opanować m.in. sytuację na rynku długu Hiszpanii i Włoch i to jest klucz tego szczytu - aby coś się na ten temat pojawiło. A to się nie dzieje, więc na rynkach znów jest nerwowo - powiedział.
Dodał, że pierwsza połowa lipca może być bardzo nieciekawa na rynkach. - Będziemy mieć powtórkę tego, co działo się w maju - wskazał.
Podobnie uważa Kiepas. - Zwiększają się szanse na to, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni polska waluta jeszcze bardziej się osłabi. W ostrożnych prognozach za euro możemy płacić 4,35 zł, a za dolara 3,49-3,50 zł - powiedział.
- Nadzieja jest jeszcze w przyszłotygodniowym posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego. Jeśli i on nie zdecyduje się na działanie, to katalog czynników, które mogłyby dawać pozytywne impulsy, wyczerpie się. Pozostaną tylko dane makroekonomiczne, a te są słabe - ocenił.
Kiepas stwierdził, że poprawa nastrojów na rynkach, a co za tym idzie - istotne umocnienie złotego - spodziewane jest dopiero późną jesienią.mp, pap