Sejm w trybie pilnym przyjął zmiany w prawie podnoszące składkę rentową. Nowa ustawa uderzy nie tylko w dużych pracodawców, ale przede wszystkim w miliony jednoosobowych firm pisze Paweł Moskalewicz, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
Gdy chodzi o sięgnięcie do kieszeni obywateli, rząd działa bardzo szybko. Minął zaledwie miesiąc od czasu, gdy Donald Tusk zapowiedział w exposé podwyżkę składki rentowej, a już sprawna sejmowa maszynka do głosowania zatwierdziła skok na pieniądze przedsiębiorców, czyli podwyżkę składki rentowej. Podwyżka wejdzie w życie już od 1 lutego 2012 roku.
Argumenty obu stron są znane. Rząd upiera się, że to operacja niezbędna dla ratowania budżetu i publicznych finansów, przedsiębiorcy argumentują, że odbiera się im pieniądze, które mogliby przeznaczyć na inwestycje, co więcej ? wyższe koszty pracy to mniej zatrudnionych.
W tym dyskursie zapomina się o dwóch drobiazgach. Po pierwsze, warto sobie wyraźnie powiedzieć, że wbrew temu, co często słychać choćby w mediach, podwyżka nie jest o 2 procent, ale o dwa punkty(!) procentowe. Z obecnych 6 do 8 procent. Czyli tak naprawdę o 1/3! To mniej więcej tak, jakby obowiązującą stawkę podatku dochodowego zmienić nagle z 18 na 24 procent.
I druga sprawa: choć najgłośniej słychać głos oburzenia wielkich firm, które odprowadzą do budżetu wielkie pieniądze, nowe prawo najmocniej bije w miliony Polaków prowadzących jednoosobowe firmy i mozolnie, co miesiąc, w swojej drobnej skali, nakręcających naszą gospodarkę. Takie firmy z reguły nie mają dużych obrotów, a właściciel jest zazwyczaj jedynym pracodawcą, pracownikiem i płatnikiem składek. Dla niego, panie premierze i panowie ministrowie, podwyżka składki o 1/3 to nie 'niedogodność'. To katastrofa!
Argumenty obu stron są znane. Rząd upiera się, że to operacja niezbędna dla ratowania budżetu i publicznych finansów, przedsiębiorcy argumentują, że odbiera się im pieniądze, które mogliby przeznaczyć na inwestycje, co więcej ? wyższe koszty pracy to mniej zatrudnionych.
W tym dyskursie zapomina się o dwóch drobiazgach. Po pierwsze, warto sobie wyraźnie powiedzieć, że wbrew temu, co często słychać choćby w mediach, podwyżka nie jest o 2 procent, ale o dwa punkty(!) procentowe. Z obecnych 6 do 8 procent. Czyli tak naprawdę o 1/3! To mniej więcej tak, jakby obowiązującą stawkę podatku dochodowego zmienić nagle z 18 na 24 procent.
I druga sprawa: choć najgłośniej słychać głos oburzenia wielkich firm, które odprowadzą do budżetu wielkie pieniądze, nowe prawo najmocniej bije w miliony Polaków prowadzących jednoosobowe firmy i mozolnie, co miesiąc, w swojej drobnej skali, nakręcających naszą gospodarkę. Takie firmy z reguły nie mają dużych obrotów, a właściciel jest zazwyczaj jedynym pracodawcą, pracownikiem i płatnikiem składek. Dla niego, panie premierze i panowie ministrowie, podwyżka składki o 1/3 to nie 'niedogodność'. To katastrofa!