Może na początek dajmy się wypowiedzieć innym w tej kwestii. Wszak nie ja jeden zajmuję się pomocą zadłużonym. Oddajmy głos przedstawicielowi mediów z dziedziny finansów.
Wszystkie drogi prowadzą do upadłości konsumenckiej
Wertując w sieci opracowania na temat pętli kredytowej, znalazłem m.in. na portalu „Rzeczpospolitej” tekst pt. „Kilka sposobów na wyrwanie się ze spirali długów”. Autorem publikacji jest red. Anna Ogonowska-Rejer.
Oto jeden z fragmentów, a zarazem podsumowanie metody działania, którą sugeruje pani redaktor:
„Sposobów wyrwania się ze spirali zadłużenia jest kilka, a każdy przypadek jest inny. (…) Jeśli nasze zadłużenie postawione jest już w stan windykacji, warto spróbować negocjować z wierzycielami nowe warunki spłaty. Może wystarczy zawieszenie spłaty kilku rat czy rozłożenie długu w czasie. Jeśli mamy kilka kredytów, można zastanowić się nad skonsolidowaniem zadłużenia, co pozwoli na zmniejszenie raty kredytu. W ostateczności możemy zdecydować się na ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Upadłość konsumencka to postępowanie upadłościowe wobec przysłowiowego Kowalskiego. Jedną z najważniejszych korzyści ogłoszenia upadłości konsumenckiej jest oddłużenie, czyli pozbycie się nawet do 100 proc. wszystkich zobowiązań”.
Czytaj też:
Chociaż jeździ drogim autem, sąd przyznał mu upadłość konsumencką. Tak to się robi
Czyli mamy do wyboru: na początek negocjacje. Praktyka pokazuje, że przy pętli kredytowej na dogadanie się z wierzycielami nie ma szans. No to może zawieszenie kilku rat? No dobrze, ale co potem? Wszak niemal zawsze jest tak, że zapętlona osoba utraciła płynność finansową, więc pewnie „po wakacjach” sprawa wróci do punktu wyjścia. Kolejna rada to próba konsolidacji. Znowu słabo to widzę. Banki, mając do wglądu historię takiej osoby, ocenią niechybnie, że ma ona skłonność do zadłużania i scoring ją z automatu odrzuci. Koniec końców pani redaktor wspomina o upadłości konsumenckiej. I to właściwie jedyna w miarę sensowna rada, znaleziona w omawianym tekście. „W miarę” – bowiem czytelnicy poprzednich moich publikacji, dotyczących upadłości konsumenckiej, wiedzą, że w wielu przypadkach to fatalne dla dłużnika rozwiązanie.
Bloger „Wujek Dobra Rada”
W branży doradztwa via Internet, sporą grupę „pomagaczy” zadłużonym stanowią blogerzy od finansów. Niektórzy nawet fajnie piszą, mają z pewnością pisarski talent. Nie zawsze to idzie jednak w parze ze skutecznymi poradami.
Tworząc tę część Poradnika zajrzałem do tekstu popularnego blogera Marcina Iwucia. Zapoznajmy się z jego publikacją pt. „Jak skutecznie pozbyć się długów? – Ruszamy na wojnę z największym wrogiem!”
Czytaj też:
Twoja firma tonie przez pandemię? Tak możesz ją ratować
Pan Marcin Iwuć, którego idolem jest Dave Ramsey, amerykański guru w tej dziedzinie, namawia naszych dłużników na techniki wypracowane właśnie przez Ramseya. Oto fragment wyżej wymienionego wpisu na blogu Iwucia. Jego rady nie są zbytnio skomplikowane.
Wytnij wydatki do kości
Kiedy zrobisz swój pierwszy budżet i dokładnie przeanalizujesz swoje wydatki, szybko przekonasz się, bez ilu rzeczy tak naprawdę możesz się obejść. Jedzenie, leki, mieszkanie, ubranie, transport do pracy – to są niezbędne potrzeby. Cała reszta to mniejsze lub większe zachcianki, które sami przed sobą usprawiedliwiamy. Przypominam Ci, że TO JEST WOJNA. Przechodzisz w tryb „przetrwania”. A tryb przetrwania oznacza, że wycinasz wszystko co zbędne. Jeżeli trzeba, żyjesz o samym ryżu i fasoli, do czego codziennie namawia swoich zadłużonych słuchaczy Dave Ramsey. (…)
Koniec z kawką na mieście. Koniec z kinem i wyjściami do teatru. Naprawdę nic strasznego się nie stanie, jeżeli nie kupisz sobie nowych ubrań. Albo pochodzisz kolejny sezon w swoich starych butach. Jeżeli zadziałasz tutaj radykalnie i użyjesz swojej kreatywności, wygenerujesz sensowne nadwyżki w budżecie. Pamiętaj – to jest wojna z długami, pozbywanie się kuli u nogi, kamienia u szyi, tamowanie krwawienia, itd. To wymaga radykalnych kroków i odważnych posunięć”.
Czytaj też:
Ogłoszenie upadłości to żadne lekarstwo. O czym należy pamiętać?
Czyli oszczędzaj na wszystkim, jedz co najwyżej ryż z fasolą (wariant amerykański, być może w Polsce są tańsze produkty żywnościowe), a to, co w ten sposób uciułasz, odmawiając sobie wszystkiego – przeznaczysz na spłatę długów. Gorzej, niestety, jak masz rodzinę, w tym potomstwo. Czy potrafisz wytłumaczyć dzieciom, że przez rok lub dwa muszą bez przerwy jeść ów ryż z fasolą i niech zapomną o jakichkolwiek wakacjach, czy nawet najdrobniejszych przyjemnościach? Poza tym niewiele ci to pomoże, jeśli twoje długi to kilkaset tysięcy złotych, a wierzyciele nie chcą iść na ugodę.
Kolejne podtytuły wpisu Pana Iwucia też mnie jakoś nie przekonują. Oto one: „Uruchom wyprzedaż” i „Zwiększ swoje dochody”.
A jak państwo odbierają takie rezolutne rady? Może to ja przesadzam, kwestionując przedstawione techniki à la guru Dave Ramsey?
No nic, czas na moje sugestie w zakresie pomocy zapętlonym dłużnikom. Na początek – ważna myśl przewodnia:
Po pierwsze: skończmy z polityczną poprawnością!
To co zauważyłem w publikacjach moich kolegów po fachu, także tych, których uważam ze speców od antywindykacji, to brak odwagi w napisaniu tego, o czym moja branża wie doskonale: skoro nie masz środków na spłatę zobowiązań, to ich nie spłacaj! Chodzi o w pełni otwarte i jednoznaczne zakwestionowanie zasady, którą wszędzie i wszyscy wbijają nam do głowy, że długi trzeba spłacać. Choćby nie wiem co.
Ponieważ o świadomym niespłacaniu wybranych zobowiązań sporo już napisałem w poprzednich częściach Poradnika, temat potraktuję skrótowo. Oto w punktach, jak ja pomagam osobom, które wpakowały się w długi po uszy:
1. Diagnoza – część pierwsza. Czy da się wyjść z problemów, nie zadzierając z instytucjami finansowymi?
Okazuje się, że czasem jest to możliwe – wtedy doradzam stosowne rozwiązanie. Wszak wywodzę się z bankowości, gdzie zacząłem pracę w 1993 roku, więc mogę taki temat poprowadzić. Od początku do końca. Pod warunkiem, że uznam powyższe za możliwe.
Jeśli nie widzę szans na poukładanie spraw, tak by długi w komplecie były spłacane, przechodzę do pkt. 2.
2. Diagnoza – część druga. Które długi można odpuścić, tj. świadomie zaprzestać ich spłaty?
Zazwyczaj doradzam, aby spłacać tylko zobowiązania zabezpieczone, a te bez zabezpieczeń – zignorować. Wszystkie, żeby było sprawiedliwie. No, może prawie wszystkie, czasem np. przydaje się aktywna karta kredytowa. Jednakowoż może to nie wystarczyć: w niektórych sytuacjach także spłata kredytu zabezpieczonego nie ma sensu. Patrz: „hipoteka” we frankach, kiedy kwota kredytu jest równa lub wyższa od wartości nieruchomości. Celem numer 1 jest uzyskanie względnej, bieżącej stabilności finansowej, patrz – pkt. 3.
3. Koniecznie doprowadź do sytuacji, kiedy będzie ci starczać „do pierwszego”, tj. bez dodatkowego zadłużania się.
Jeśli to ci się uda – to już mamy pierwszy poważny sukces! Kolejne działania przedstawię także hasłowo, bo już je opisywałem.
4. Broń się przed powstawaniem tytułów egzekucyjnych.
To taki korespondencyjny ping-pong. Najpierw gramy w tę grę z wierzycielami (oni pismo – my pismo i tak dopóki nie pójdą do sądu), a potem tę samą grę prowadzimy z sądem. Chyba że wierzyciel się podłoży, napisze słabo dokumenty procesowe i wtedy taki pozew o zapłatę można oddalić. Do tego potrzebna jest pomoc profesjonalnej kancelarii antywindykacyjnej.
5. Chroń majątek, zabezpiecz dochody przed ewentualną egzekucją.
Gdy te lekcje (patrz: tytuł akapitu) porządnie odrobisz – komornik nie będzie ci w stanie nic zabrać. Więc postępowanie egzekucyjne będzie musiał umorzyć, bez żadnych strat po twojej stronie. W tym wypadku radzę gorąco jeszcze jeden trik, opisany w pkt. 6.
6. Starannie ukryj przed wierzycielami i komornikiem swoje miejsce zamieszkania.
Wbrew pozorom – to wcale nie takie trudne. Wymaga tylko trochę pracy z twojej strony. Jeśli to ci się uda, nie musisz bać się – w przyszłości – odwiedzin komornika. Nawet jak nic nie zabierze (a to masz jak w banku, jeśli dobrze zabezpieczyłeś cały majątek, także ruchomości z miejsca zamieszkania), to nigdy taka wizyta nie będzie należała do przyjemnych.
7. Jeśli planujesz w przyszłości się oddłużyć z pomocą upadłości konsumenckiej, opracuj plan, kiedy będzie to sensowne i bezpieczne.
Czasem z taką formą oddłużenia trzeba będzie poczekać 5 lub nawet 10 lat… Ale zawsze warto mieć to w planach. Dlaczego? Bowiem w pewnym momencie twego życia, takie udawanie, że cię nie ma, zaczyna mocno doskwierać. Na ten temat więcej znajdziesz w tej publikacji.
Jak widzisz, moje rady bardzo mocno odbiegają od politycznej poprawności. Jestem o tyle usprawiedliwiony, że patrząc na poczynania naszego rządu, określenie „polityczna poprawność” można uznać za oczywisty oksymoron.
Krzysztof Oppenheim: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”. Od lipca 2016 roku prowadzi kancelarię antywindykacyjną.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.