Puste koperty w przetargach na dostarczanie energii. W miastach zapadną ciemności?

Puste koperty w przetargach na dostarczanie energii. W miastach zapadną ciemności?

Ulica nocą
Ulica nocą Źródło:Pixabay
Radom, Bydgoszcz, Piotrków Trybunalski, Suwałki – to tylko kilka samorządów, które nie były w stanie wyłonić w przetargu dostawcy energii. Nie ma ryzyka, że po 1 stycznia zapadną w nich ciemności, bo energię dostarczą sprzedawcy z urzędu w tej samej cenie, którą samorządy zapłaciłyby dostawcy z przetargu. Dlaczego firmy nie zgłaszają ofert w przetargach, skoro, koniec końców, i tak muszą zawrzeć umowę na takich samych warunkach?

Bez rozstrzygnięcia zakończył się w listopadzie trzeci przetarg na zakup energii elektrycznej zorganizowany przez Piotrków Trybunalski i kilka sąsiadujących z nim gmin. Powód: żadna ze spółek energetycznych nie złożyła oferty.

Nie było kopert do otwarcia

Starosta Piotr Wojtysiak powiedział w rozmowie z lokalnym serwisem epiotrkow.pl, że na przeprowadzenie kolejnego przetargu nie ma czasu, bo „przy takiej kwocie zakupowej musiałoby to trwać powyżej miesiąca, a przypomnijmy, że umowy na dostarczanie energii dla samorządów upływają z końcem bieżącego roku”.

W podobnej sytuacji jest kilkadziesiąt innych miast w Polsce. Firmy energetyczne, które do tej pory podpisywały nawet kilkuletnie kontrakty, w obecnych warunkach nie są zainteresowane udziałem w przetargach, bo uznają, że to dla nich nieopłacalne. Serwis Business Insider Polska wyjaśnia, że to przez stawowy mechanizm mrożenia cen energii, który jest dla nich niekorzystny.

Niezależne księstwa czy myślenie o dobru firmy?

Częściowo wylano dziecko z kąpielą. Z jednej strony ustalenie maksymalnej ceny energii elektrycznej dla odbiorców wrażliwych miało chronić m.in. samorządy przed energetyczną katastrofą. Rząd ustalił, że szpitale, urzędy czy szkoły będą płaciły za energię 785 zł/MWh, a spółkom energetycznym przyznał rekompensaty za sprzedaż prądu po obniżonej cenie. Mimo tych rekompensat firmy handlujące energią nie garną się do składania ofert samorządom.

— Trudno oprzeć się wrażeniu, że spółki energetyczne nie stając do przetargów ogłaszanych przez samorządy i unikając negocjacji w trybie z wolnej ręki, działają jak niezależne księstwa, których żadne ustawy nie obowiązują — ocenił w rozmowie z serwisem Piotr Bors, dyrektor departamentu pracy, edukacji i kultury Urzędu Miasta Łodzi, która także ma trudności z wyłonieniem dostawcy energii.

Nie ma ryzyka, że samorządy, które ani w drodze przetargu, ani negocjacji z wolnej ręki nie wyłonią dostawcy energii, po 1 stycznia tonąć będą w ciemnościach. Jeśli nie uda się zawrzeć kontraktu, energię elektryczną będzie sprzedawał sprzedawca rezerwowy. Jest ona zawierana na czas nieokreślony i obowiązuje od dnia zaprzestania sprzedaży przez dotychczasowego sprzedawcę.

Sprzedawca rezerwowy, podobnie jak wyłoniony w trybie przetargu lub negocjacji, musi dostarczać samorządom energię po 785 zł/MWh.

Skutek ten sam, ale firmom nie wolno „wyrywać się” do niekorzystnych przetargów

Skoro firmy energetyczne i tak zostaną wcześniej czy później zobowiązane do dostarczania samorządom energii w określonej cenie, to dlaczego opóźniają podpisanie umowy i nie uczestniczą w przetargach?

Anonimowy rozmówca „BI” jest zdania, że to się nie opłaca. Tłumaczy, że przepisy ustalające rekompensaty dla sprzedawców zostały tak skonstruowane, że nie przystają do profilu zakupu energii dla samorządów.Sprzedawcy dostosowują swoje oferty do potrzeb konkretnego odbiorcy, uwzględniają np. zużycie energii. Tymczasem wzór wyliczania rekompensaty tego nie odzwierciedla.

– Tak więcżaden zarząd nie podejmie decyzji o udziale w przetargu, bo byłoby to działanie na szkodę firmy. Jeśli zaś gmina trafi do spółki z urzędu, to już na to zarząd nie ma wpływu — wytłumaczył.

Sasin i Morawiecki nie odpowiedzieli na wątpliwości prezydenta Bydgoszczy

Gdy Bydgoszczy nie udało się wyłonić w przetargu dostawcy prądu dla miasta oraz istniejącej wokół niego Grupy Zakupowej, prezydent Rafał Bruski próbował zainteresować sprawą przedstawicieli rządu. We wrześniu napisał do wicepremiera Jacka Sasina, a w listopadzie – do premiera Mateusza Morawieckiego.

– Mamy 11 tysięcy punktów odbiorowych. Za każdy punkt, za każdą fakturę, płacimy dodatkowe 43 złotych, co daje łącznie pół miliona złotych. To jest koszt tego, że Enea, która nie chce nam dostarczać prądu, woli poczekać. A my jako miasto będziemy zmuszeni kupić prąd z taryfy rezerwowej. Tak wygląda dziś zarządzanie energią przez spółki Skarbu Państwa – ocenił Bruski w rozmowie z TOK FM.

Czytaj też:
Nikt nie chce dostarczać Bydgoszczy prądu. Prezydent miasta pisał do Sasina i premiera

Czytaj też:
Urzędy włączają tryb oszczędnościowy. Ładowanie telefonów tylko w domu?

Opracowała:
Źródło: Business Insider