Syndycy – architekci drugiego życia firm

Syndycy – architekci drugiego życia firm

Dodano: 
Wieżowce
Wieżowce Źródło: Shutterstock / Lukasz Pawel Szczepanski
W nowoczesnym państwie syndyk nie gasi światła. On dba o to, by energia, kapitał i potencjał ludzki nie zostały zmarnowane, lecz wróciły na rynek w nowej, zdrowszej formie.

Dlaczego upadłość nie musi oznaczać końca firmy?

W powszechnej świadomości syndyk to postać w wymiętym garniturze, działająca w podobnym trybie do komornika, która przychodzi zgasić światło, gdy firma bankrutuje. Czy faktycznie syndyk to grabarz przedsiębiorstw, a może jednak lekarz na SOR, który ratuję firmę znajdującą się w ciężkim stanie?

W nowoczesnej gospodarce rola syndyka przeszła cichą rewolucję. Dziś jest on często jedyną osobą, która potrafi skutecznie przeprowadzić firmę przez „czyściec" restrukturyzacji i dać jej drugie życie lub odzyskać majątek ukryty w gąszczu powiązań. Donald Trump wykorzystał amerykańskie prawo upadłościowe cztery razy, by odbudować swoje imperium. Czy polskie prawo i mentalność nadążają za rzeczywistością, w której upadłość powinno traktować się raczej jak lekcję biznesu, a nie wyrok dożywocia?

Niewypłacalny nie znaczy martwy

Leszek Balcerowicz na XVII Kongresie prawa restrukturyzacyjnego i upadłościowego INSO, który odbył się w listopadzie w Warszawie ujął to dosadnie: „W PRL-u przepisy upadłościowe też były, ale nikt nie ogłaszał upadłości. Efekt? Upadła cała gospodarka". Ta gorzka lekcja historii pokazuje fundamentalną prawdę – upadłość poszczególnych firm to mechanizm obronny zdrowej gospodarki, a nie jej słabość.

W realiach nowoczesnej gospodarki podmiot niewypłacalny to podmiot niekonkurencyjny, który przestaje płacić podatki i zaburza rynek, szkodząc uczciwym firmom. W 2024 roku w Polsce rozpoczęto ponad 5000 postępowań restrukturyzacji i upadłości. Trzeci rok z rzędu zwiększyła się liczba upadłości firm, a wzrost w porównaniu do 2023 roku wyniósł ponad 10,7%. Trend jest rosnący i paradoksalnie świadczy to o dojrzałości naszego systemu gospodarczego. Prawo upadłościowe stało się dziś szybszym i skuteczniejszym narzędziem eliminacji patologii rynkowych niż działania UOKiK czy KNF.

Jak powtarzał na wspomnianej konferencji Balcerowicz: „Nie ma kapitalizmu bez upadłości niektórych firm. W socjalizmie nie bankrutowała żadna firma, dlatego upadł cały system". To nie cynizm, lecz ekonomiczna konieczność – gospodarka potrzebuje naturalnej selekcji, by pozostać efektywna i konkurencyjna.

Państwo inwestuje w upadłości – bo to się opłaca

Polskie państwo od lat świadomie rozwija infrastrukturę upadłościową, rozumiejąc, że sprawna eliminacja lub naprawa niewydolnych podmiotów leży w interesie całej gospodarki. Od 2003 roku znacząco wzrosła liczba sędziów orzekających w sprawach upadłościowych, jednak prawdziwą rewolucją ostatnich lat jest cyfryzacja procesów poprzez Krajowy Rejestr Zadłużonych.

System, który w zaledwie cztery lata dokonał cyfrowej rewolucji, przenosząc postępowania z zakurzonych sądowych szaf do chmury. To zmiana o 180 stopni: koniec z papierowym obiegiem dokumentów i tygodniami oczekiwania na obwieszczenia. Dziś system działa w czasie rzeczywistym – informacja o upadłości czy restrukturyzacji trafia do sieci w momencie wydania postanowienia, co ucina drogę do nieuczciwych praktyk, takich jak wyprzedaż majątku „na ostatnią chwilę”.

To strategiczna decyzja – praca syndyków stabilizuje system społeczno-gospodarczy, chroni interesy wierzycieli i budżetu państwa, a jednocześnie pozwala na szybkie „oczyszczanie" rynku z podmiotów, które funkcjonują wyłącznie jako źródło strat i zaburzeń. Inwestycja w sprawny system upadłościowy to inwestycja w przewidywalność i sprawiedliwość gospodarczą.

Szczególnie dynamicznie rośnie segment restrukturyzacji. W 2024 roku rozpoczęto 4457 postępowań restrukturyzacyjnych, co stanowi wzrost o ponad 7% względem roku poprzedniego. Jeszcze w 2022 roku było ich zaledwie 2200, co oznacza ponad dwukrotny wzrost w ciągu dwóch lat.

Kim naprawdę jest syndyk?

Wbrew stereotypom, syndyk to nie grabarz przedsiębiorstw, lecz manager kryzysowy działający w sztywnych ramach prawnych. Licencję wydaje Minister Sprawiedliwości po zdaniu wymagającego egzaminu państwowego. Od 2016 roku funkcjonuje także kategoria doradcy restrukturyzacyjnego, co poszerzyło zakres kompetencji zawodowych.

Jak ujął to jeden z prelegentów podczas Kongresu INSO: „Syndyk musi być jednocześnie prawnikiem, detektywem, biegłym rewidentem, terapeutą, CFO i CEO". To zawód wymagający nie tylko biegłości prawniczej, ale także umiejętności zarządczych, analitycznych i negocjacyjnych. Aby odzyskać pieniądze wierzycieli, szczególnie w skomplikowanych sprawach dotyczących grup kapitałowych czy struktur offshore, syndyk musi stać się menedżerem zarządzającym całym procesem. Musi zatrudniać ekspertów, śledczych finansowych i korzystać z zaawansowanych usług prawnych.

Wymiar społeczny tej profesji jest ogromny. Syndyk chroni nie tylko wierzycieli, ale też pracowników – zabezpiecza wynagrodzenia i odprawy. Ratuje miejsca pracy, stabilizując lokalne ekosystemy społeczno-gospodarcze. Jest gwarantem, że każdy wierzyciel zostanie potraktowany sprawiedliwie. Odkrywa i sygnalizuje nieprawidłowości, wspiera sądy w prowadzeniu postępowań, a także doradza przedsiębiorcom, przyczyniając się do rozwoju gospodarczego.

Kluczowe jest także to, że syndyk posiada większe możliwości finansowe i organizacyjne, by występować w imieniu pokrzywdzonych. Bez jego pracy rozproszone środowiska wierzycieli nie byłyby w stanie zorganizować wspólnej inicjatywy ani sfinansować kosztownej obsługi prawnej.

Lekcja z Ameryki – upadłość wpisana w ryzyko

Donald Trump bankrutował swoimi firmami czterokrotnie, a mimo to został prezydentem USA i symbolem sukcesu biznesowego. W zachodniej kulturze przedsiębiorczości restrukturyzacja jest naturalnym etapem życia korporacji – narzędziem strategicznym, a nie powodem do wstydu.

Skala amerykańskiego systemu upadłościowego jest imponująca. W 2024 roku w USA ogłoszono 517 308 upadłości, co oznacza wzrost o ponad 14% w stosunku do roku poprzedniego. Liczba upadłości biznesowych wzrosła o ponad 22%, osiągając 23 107 przypadków. To skala nieporównywalna z Polską – amerykański rynek notuje rocznie ponad 100 razy więcej postępowań upadłościowych niż polska gospodarka, co przy uwzględnieniu różnicy w wielkości PKB i liczbie przedsiębiorstw pokazuje, jak głęboko mechanizm ten jest wpisany w kulturę biznesową.

W Polsce wciąż pokutuje myślenie o upadłości jako ostatecznej klęsce. Jednak to się zmienia – liczba restrukturyzacji rośnie lawinowo, co jest znakiem, że rynek dojrzewa i zaczyna się „cywilizować". Polska gospodarka rośnie, wraz z nią skala biznesów, w tym tych, które przeżywają trudności. W dojrzałych gospodarkach upadłość jest częścią cyklu życia firmy – nie stygmatem, tylko szansą na reset.

Ważne jest profesjonalne podejście – nie stać nas na tanie restrukturyzacje. To skomplikowany proces, a syndyk nie działa w pojedynkę. Nie zarządzi sam wielką firmą czy grupą kapitałową. Potrzebuje obsługi prawnej, ekonomicznej, administracyjnej. Wszystkie wydatki i działania syndyka są nadzorowane przez sądy, co gwarantuje transparentność procesu.

Architekci drugiego życia

Historia pewnej warszawskiej spółdzielni mieszkaniowej pokazuje siłę nowoczesnego podejścia do prowadzenia procesu restrukturyzacji. Syndyk Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Marcin Kubiczek sprzedał dwie działki w centrum Warszawy o powierzchni 5,5 tys. m2 za 77 mln zł brutto firmie Dom Development, kończąc wieloletnie bezskuteczne próby sprzedaży przez poprzednich syndyków. Transakcja została sfinalizowana zaledwie po 10 miesiącach od objęcia funkcji przez nowego syndyka, podczas gdy upadłość spółdzielni trwała od 2015 roku. Poprzedni syndyk przez lata nie mógł sprzedać nieruchomości. Zmiana strategii sprzedaży i aktywne zarządzanie procesem pozwoliły nie tylko spłacić 100 procent wierzycieli, ale nawet zwrócić resztę majątku właścicielowi. Pokazuje to różnicę między tradycyjnym administrowaniem masą upadłości a aktywnym zarządzaniem procesem.

Kluczem do zmiany postrzegania tego zawodu jest słowo „sprawczość". Tradycyjny „jednoteczkowy" syndyk-urzędnik latami administruje masą upadłości, patrząc, jak jej wartość topnieje. Nowoczesny doradca restrukturyzacyjny wchodzi do gry, by rozwiązać węzeł gordyjski – i rynkowe przykłady dowodzą, że to możliwe. Kolejnym jest zatwierdzony przez sąd w październiku układ w Hawe Telekom, po 9 latach mozolnych prób wypracowania sposobu uratowania strategicznej dla interesu państwa spółki. Przełom w postępowaniu sanacyjnym nastąpił po zmianie prezesa spółki i zgodnym współdziałaniem wszystkich najważniejszych interesariuszy (zarządca, zarząd, największy wierzyciel). Osiągnięte porozumienie z Agencją Rozwoju Przemysłu było kluczowe zarówno dla rozwoju spółki, jak i dla bezpieczeństwa telekomunikacyjnego Polski.

Polska właśnie wchodzi w „wiek dojrzały" regulacji upadłościowych. Mamy sprawne prawo, rosnącą liczbę wykwalifikowanych specjalistów i coraz lepszą infrastrukturę cyfrową. Brakuje tylko zmiany mentalności – zarówno wśród przedsiębiorców, jak i społeczeństwa.

Czas skończyć z narracją o upadłości jako końcu świata. To bolesny, ale konieczny zabieg, który – przeprowadzony ręką profesjonalisty – przywraca równowagę. W nowoczesnym państwie syndyk nie gasi światła. On dba o to, by energia, kapitał i potencjał ludzki nie zostały zmarnowane, lecz wróciły na rynek w nowej, zdrowszej formie.